sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 2


Następnego dnia obudziłem się i od razu skierowałem spojrzenie na zegarek stojący na małej szafce przy moim łóżku. Wpatrywałem się w niego przez dobre kilka chwil, zanim oswoiłem się z myślą, że właśnie dobrowolnie obudziłem się przed piątą rano. Do spotkania z Gemmą zostało mi jeszcze dużo czasu, a wiedziałem, że nie uda mi się już zasnąć. Westchnąłem ciężko i rozejrzałem się za Kapciem. Spała w nogach mojego łóżka zwinięta w kłębek. W pierwszej chwili chciałem brutalnie ją obudzić, żebym nie musiał spędzać w zupełnej samotności tego wczesnego poranka, ale nie zdobyłem się na to. Wyglądała tak uroczo, że postanowiłem się dla niej poświęcić i przecierpieć jakoś ten czas, który pozostał do jej pobudki.

Przeciągnąłem się, a potem ziewając wstałem leniwie z łóżka i podszedłem do okna. Londyn jeszcze spał. Tylko w nielicznych oknach paliły się światła, a na ulicy kręciło się tylko parę pojedynczych osób. Kochałem to miasto. Zawsze marzyłem o tym, żeby tu się przeprowadzić, aż w końcu, w wieku osiemnastu lat, spełniłem swoje marzenie. Czułem, jak wypełnia mnie niesamowite szczęście. Ta, stałem właśnie o piątej rano w oknie, gapiąc się przed siebie i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, jak jakiś debil. Po chwili przyłapałem się, że myślę o moim dzieciństwie, dorastaniu.

– Zebrało Ci się na wspominki, Styles. – mruknąłem sam do siebie, po czym odwróciłem się plecami do okna  i podszedłem do szafy, aby wyjąc z niej stary, zapomniany już prawie przez świat, katon. Siłowałem się z nim chwile, po czym wyciągnąłem go na środek małej sypialni. Kto by pomyślał, że będzie on aż taki ciężki? ‘WSPOMNIENIA’ – głosił napis na wierzchu pudełka. Charakter pisma zdradzał, że napisała to moja mama. Taa, pamiętałem to jak dziś, kiedy przekonywała mnie, żebym wziął ten karton ze sobą. Upierała się, i upierała, aż w końcu jej uległem. ‘Co to za różnica, czy będę miał do dźwigania pięć kilo więcej, czy pięć kilo mniej? Przynajmniej ją uszczęśliwię, że to wziąłem.’ – pomyślałem wtedy.

Ale właśnie w tej chwili, byłem jej niezmiernie wdzięczny, że zmusiła mnie do zabrania tego pudełka. Usiadłem po turecku i otworzyłem je po raz pierwszy od czasu, kiedy tu się wprowadziłem. Pierwsze co zobaczyłem, było zdjęcie trzech, małych chłopców, szczerzących się do aparatu i prezentujących swoje niemałe ubytki w uzębieniu. Uśmiechnąłem się szeroko do moich przyjaciół ze szkolnych lat. Louis, Liam i Harry – Nierozłączna Trójca, tak o nas mówiono. Wszystko zawsze robiliśmy razem. Przeżyliśmy w swoim towarzystwie całą podstawówkę oraz gimnazjum.

Były to jedne z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. Potem, w liceum, nasze drogi trochę się rozeszły, kiedy każdy z nas poszedł do innej szkoły. Dodatkowo mnie, mama wysłała do szkoły z jakimś internatem. Oczywiście, staraliśmy się utrzymać kontakt, ale to już nie było to samo... Liam i Louis nadal się przyjaźnili, ale ja, z dnia na dzień, oddalałem się od nich coraz bardziej. Nie mogłem się z nimi widywać po szkole, nie było mnie w domu co weekend, i tak jakoś, po prostu, wszystko rozeszło się po kościach. Pamiętam, że długo obwiniałem mamę o to, że nasza przyjaźń się skończyła. Dziś, już nie czułem do niej żalu. Dawno pogodziłem się z takim zakończeniem sprawy. Szczególnie, że po skończeniu liceum, od razu przyjechałem tutaj, do Londynu. Poznałem Niall’a, Zayna, kupiłem mieszkanie, kota. Formalnie, ułożyłem sobie zupełnie nowe życie i, można by powiedzieć, że, hm, zapomniałem.

Ale teraz, siedząc sam w pokoju, z tą głupią fotografią w ręku, ku mojemu przerażeniu okryłem, że zbiera mi się na płacz. Przełknąłem nerwowo ślinę i otarłem oczy wierzchem dłoni, kładąc zdjęcie na podłogę. Bardzo dobrze wiedziałem, czemu aż tak mnie to ruszyło. Ignorując przyspieszone bicie serca oraz narastającą ochotę, żeby usiąść i po prostu się rozryczeć, zacząłem przekopywać stertę papierów znajdujących się w kartonie. – No, dalej, musisz tu gdzieś być! – warknąłem rozdrażniony. I wtedy, prawie na samym dnie pudełka, znalazłem to, o co mi chodziło. Drżącymi rękami wyjąłem kolejną fotografię i położyłem ją sobie na kolanach. Uśmiechnąłem się, delikatnie gładząc wierzch zdjęcia kciukiem.

Na fotografii byłem ja oraz Louis. Mama zrobiła nam to zdjęcie na zakończenie trzeciej klasy gimnazjum. Pociągnąłem głośno nosem, ale tym razem pozwoliłem, żeby po policzkach popłynęły mi łzy. Pamiętałem tą chwilę w najdrobniejszych szczegółach. Staliśmy obok siebie na zakończeniu roku, a mnie zjadały nerwy. Nie dlatego, że obawiałem się nowej szkoły, czy czegoś w tym stylu. Zerkałem na Louis’a nerwowo przez cały apel, z nieprzyjemnym uciskiem w klatce piersiowej. Przerażała mnie decyzja, którą spontanicznie podjąłem tamtego dnia. Zdecydowałem, że powiem mu, że go kocham. Tak, kochałem go. Nie jak przyjaciela, nie jak brata. To było coś więcej.

Zdałem sobie z tego sprawę, dopiero w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy Louis zaczął umawiać się na randki. Za każdym razem, kiedy widziałem go w objęciach kolejnej dziewczyny, wnętrzności skręcały mi się z bezsilnej wściekłości. Byłem cholernie zazdrosny, ale oszukiwałem sam siebie, nie chcąc pogodzić się z moimi uczuciami. Długo z tym walczyłem – umawiałem się z wieloma dziewczynami, a raz, już w akcie prawdziwej desperacji, umówiłem się nawet z jakimś chłopakiem, ale niestety, nie przyniosło to żadnych pozytywnych rezultatów. W mojej głowie ciągle siedział tylko Tomlinson. W końcu, po wielu bezsennych nocach, kiedy toczyłem wojny z samym sobą, pogodziłem się z tym, że moją pierwszą miłością jest chłopak, który w dodatku jest moim najlepszym przyjacielem od najmłodszych lat. Louis niczego się raczej nie domyślał.

Starałem się zachowywać tak, jakby moje uczucia względem niego się nie zmieniły. Czasem wydawało mi się, że Liam, który również należał do naszej paczki, coś podejrzewa, ale nie nawiązywał do tematu, bardzo ułatwiając mi tym sprawę. Przebrnęliśmy przez gimnazjum jako trójka najlepszych kumpli, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się dowiedział, że kocham Louis’a. A już w szczególności nie chciałem, żeby dowiedział się o tym on sam. Więc kompletnie nie rozumiem, czemu tamtego ranka postanowiłem, że wyznam mu co do niego czuję, zaprzepaszczając tym samym lata mojej pracy, aby nic nigdy się nie wydało.

 Dyrektor skończył mówić i na sali wybuchły oklaski. Z lekkim opóźnieniem przyłączyłem się do tłumu klaszczących uczniów. Spojrzałem na Louis’a, którego twarz rozjaśnił wspaniały uśmiech. Poczułem się tak, jakby moje wnętrzności zaczęły tańczyć salsę. „Zrób to, po prostu mu to powiedz.” – mówiłem sobie w duchu. Już otwierałem usta, kiedy Lou chwycił mnie w objęcia. Przytulił mnie tak mocno, jakby już nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Wtulił głowę w moją szyję, a ja automatycznie objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą wplotłem w jego włosy. Louis wziął głęboki wdech – Uwielbiam twój zapach. – powiedział cicho z wargami przyciśniętymi do mojej skóry. Zaparło mi dech w piersiach. Czy on naprawdę to powiedział? W mojej głowie panował taki mętlik, że przez chwilę zapomniałem, jak się nazywam. Po kilku chwilach oprzytomniałem na tyle, że udało mi się sklecić w miarę sensowne zdanie. – Louis, chciałbym, żebyś wiedział, że ja… - i w tym momencie przerwał mi dźwięk migawki.

 Zamarłem z otwartymi ustami, wpatrując się w połyskujące, niebieskie oczy Tomlinson'a. – Jezu, mój synek właśnie skończył gimnazjum! Jesteś już taki dorosły! – wypaliła moja mama, ocierając łzy. Zrobiła nam jeszcze jedno zdjęcie, po czym przytuliła nas obu tak mocno, że miałem wrażenie, że zaraz popękają mi wszystkie żebra. – Jestem z was taka dumna. – oświadczyła i puściła nas, co przyjąłem z prawdziwą ulgą. – A gdzie Liam? – zapytała rozglądając się na boki. – O, tu jest! Chodź Liam! – zaczęła machać zawzięcie do chłopaka, który z uśmiechem ruszył w naszą stronę. Gdy już do nas dotarł, mama zrobiła jeszcze kilka zdjęć i z zadowoleniem powiedziała – Teraz, zabieram was wszystkich do siebie. Zrobiłam małe przyjęcie-niespodziankę z okazji zakończenia szkoły! Wasi rodzice oczywiście o wszystkim wiedzą. – zwróciła się do Louis’a i Liam’a z uśmiechem na ustach. – Chodźcie, wszyscy już pewnie na nas czekają. – popędzała nas, sama ruszając już  w stronę drzwi wyjściowych.

- Taa.. Tak to właśnie było. – mruknąłem, przerywając ciszę, która panowała w pokoju. Potem już jakoś nie było okazji, aby dokończyć to jedno, głupie zdanie. Albo po prostu zabrakło mi na to odwagi? Wpatrywałem się zamyślony w zdjęcie. ‘Cóż, może to i lepiej, że tak się wszystko potoczyło?’ – pomyślałem. Nagle pokręciłem głową i zdecydowanym ruchem wrzuciłem wszystko z powrotem do kartonu. – Po coś to w ogóle ruszał, Styles? – zapytałem sam siebie. Byłem zły. Chwyciłem pudełko i wrzuciłem je do szafy. Rozdrażniony zamknąłem z trzaskiem drzwiczki mebla tak mocno, że aż się zakołysał. Stałem chwilę z zamkniętymi oczami, uspakajając oddech. Potem odetchnąłem głęboko i przeczesałem palcami włosy. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 7.30. Zdziwiłem się, że aż tyle czasu ślęczałem nad tym głupim kartonem. – Nie myśl już o tym. – rozkazałem sobie i pośpiesznie ruszyłem do łazienki.

***

Muszę powiedzieć, że chyba po raz pierwszy od kiedy pamiętam spotykam się z taką internetową obojętnością do mojego bloga. Ale nie złamiecie mnie, nie łudźcie się, że wam się uda! Opowiadanie jest już prawie napisane i nie spocznę, póki go nie zakończę! Boże, powinnam chyba więcej spać.

PS Następna część w niedziele

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 1


Obudziły mnie promienie słońca, które wykorzystały moją niedokładność i wpadły do pokoju poprzez małą szparę, pomiędzy nieszczelnie zasuniętymi zasłonami. Mruknąłem niezadowolony i przewróciłem się na drugi bok z nadzieją, że uda mi się jeszcze zasnąć. Niestety hałasy dochodzące zza okna przesądziły sprawę. Lekko rozdrażniony otworzyłem oczy i zacząłem bezmyślnie wpatrywać się w sufit. Nagle usłyszałem płacz małego dziecka, który zdecydowanie pochodził z zewnątrz, ale był taki głośny, jakby bachor siedział tuż obok mnie. Przesunąłem dłońmi po twarzy tak mocno, jakbym chciał ją sobie wyprasować.

 – Harry, Ty kretynie, czemu kupiłeś mieszkanie przy głównej ulicy? – zapytałem sam siebie. Odpowiedziało mi donośne mruczenie tuż przy moim uchu. Odwróciłem głowę w bok i spojrzałem w żółte ślepia mojej puszystej towarzyszki. – Przynajmniej Ci tu się podoba, prawda, Kapeć? – zwróciłem się do kotki, po czym podrapałem zwierzę za uchem, przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Ruszyłem do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Szum ciepłej wody skutecznie odciął mnie od świata zewnętrznego. Po piętnastu minutach stwierdziłem, że czas już skończyć pobyt w moim prywatnym raju.

Zakręciłem kurek, obwiązałem się ręcznikiem i udałem się do skromnie urządzonego salonu połączonego z niewielką kuchnią. Zauważyłem, że przy telefonie miga czerwona lampka dając mi znak, że ktoś zostawił mi wiadomość głosową. Nacisnąłem odpowiedni guzik i zająłem się przygotowywaniem kawy. – Hej, Harry! Tu ja, Gemma. – rozległ się po pomieszczeniu głos mojej starszej siostry. - Chciałam Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam do Londynu i bardzo zależało by mi, aby się z Tobą zobaczyć. Masz czas może tak około 13.00? Poszlibyśmy razem na kawę, czy coś w tym stylu. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia! Mam nadzieję, że się ucieszysz… Dobra, już nic więcej nie powiem. Daj znać jak najszybciej! Kocham Cię, braciszku. – piknęło głośno i zapadła cisza.

Nalałem sobie gorącej kawy do kubka i oparłem się o ścianę wpatrując się w okno nad zlewem. Zastanawiałem się, co takiego Gemma chce mi powiedzieć. Może oświadczył się jej ten chłopak, z którym chodziła już od półtora roku? Boże, to by była checa. Tylko ciągle zapominam jego imienia. Steve? A może Stephen? Nie, chyba nie… Eh, nie wiem. Wstawiłem kubek do zlewu i nasypałem kotu żarcia. Kapeć, gdy tylko usłyszała dźwięk granulek uderzających o miseczkę, od razu przyleciała do kuchni z wysoko podniesionym ogonem. – Tłusty żarłoku. – rzuciłem w jej stronę i sięgnąłem po telefon, żeby zadzwonić do siostry.

Myślałem, że rozmowa zajmie nam najwyżej pięć minut, ale Gemma strasznie się rozgadała. Trajkotała radośnie, jakby najadła się za dużo cukru. Było to zupełnie do niej nie podobne. Nie wiem, co wprawiło ją w taką euforie, ale miałem nadzieję, że wszystkiego dowiem się juto. Po dwudziestu minutach, dałem jej delikatnie do zrozumienia, że muszę już kończyć. Zbliżała się już 12.00, a ja byłem umówiony z Niall’em i Zayn’em o 12.30 w pobliskim barze. Odłożyłem słuchawkę i udałem się do mojej małej sypialni, aby się ubrać. Narzuciłem na siebie byle co, zarzuciłem torbę na ramię i udałem się w stronę drzwi. – Tylko pilnuj domu, Kapeć. – zwróciłem się jeszcze przez ramię do kotki, która nadal pochłonięta była jedzeniem.

Pokręciłem głową, zamknąłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że jest dość chłodno. Ruszyłem przed siebie, zapinając swoją szarą bluzę. Minąłem zejście do metra. Dziś wolałem się przejść. Powietrze było takie rześkie. Czuć było, że zbliżają się zimniejsze dni. Uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o śniegu. Uwielbiałem zimę, to fakt. Może byłem już trochę za stary, na tą całą szopkę; lepienie bałwanów, ubieranie świątecznego drzewka, bitwy śnieżne, itp., ale cóż, nadal to uwielbiałem. Zamyślony, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem na miejsce. Wszedłem do baru i nawet nie zdążyłem się rozejrzeć, kiedy usłyszałem, że ktoś mnie woła.

– Harry, tutaj, tutaj! – spojrzałem w stronę źródła hałasu i ujrzałem podskakującego na krześle blondyna, zawzięcie wymachującego do mnie ręką. Obok niego siedział Zayn, który ograniczył się do przyjaznego uśmiechu. Ruszyłem w ich stronę i padłem na ostanie wolne krzesło przy stoliku. – Jutro przyjeżdża Gemma. – oświadczyłem przyjaciołom, zdejmując bluzę i wieszając ją na oparciu. Twarz Niall’a rozjaśnił chytry uśmiech i zwrócił twarz w stronę Zayna. – Uuuu, czyżbym dobrze usłyszał? Gemma…?  – zapytał teatralnym szeptem, bezceremonialnie wpatrując się w oblicze bruneta.

Zayn nie odpowiedział, ale można było zauważyć, że pokrył się rumieńcem. – Na ile przyjeżdża? – odparł, ignorując Niall’a, który teraz zaczął obdarzać namiętnymi całusami łyżeczkę do herbaty, wydając przy tym ssąco-mlaszczące odgłosy. Nie wiedziałem, czy mam się roześmiać, czy nie, więc rozwiązałem ten dylemat, odwracając wzrok od radosnej pantominy blondyna i zwróciłem się do Zayn’a. – Na dwa dni. Przyjeżdża i wyjeżdża. Jestem z nią umówiony na jutro. – powiedziałem, sięgając po menu leżące przede mną. Po chwili podeszła do nas kelnerka z daniami zamówionymi wcześniej przez chłopaków.

Była drobną istotą, z pięknymi oczami koloru mlecznej czekolady i krótkim, blond włosami sięgającymi jej do podbródka. Położyła talerze na stole, zarzuciła lekko grzywką, po czym spojrzała się do mnie z uśmiechem na ustach. – A panu coś podać? – zapytała się dźwięcznym głosem. Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, więc pośpiesznie je zamknąłem. Czułem się tak, jakby coś zatkało mi się w mózgu. – On gyba gdze kabe. – odezwał się Niall, który miał tak napchane policzki gorącym omletem, że wyglądały tak, jakby zaraz miały mu pęknąć. Spojrzałem się na niego z rozpaczą. Na szczęście sytuacje uratował Zayn. – Poprosimy jeszcze jedną białą kawę oraz jajecznicę z dwóch jajek. – powiedział, uśmiechając się szeroko do blondynki i podając jej menu.

 Kelnerka uniosła brwi wyraźnie rozbawiona, zapisała coś w swoim notesiku, wzięła kartę dań i odeszła w stronę kuchni, jak przypuszczam. Gapiłem się za nią z lekko otwartymi ustami. Nagle przed oczami zaczęła mi się kiwać śniada dłoń Zayn’a.  – Halo! Ziemia do Styles’a, Ziemia do Styles’a! – zaskoczony mrugnąłem oczami. – Wow… - wydusiłem z siebie i przełknąłem ślinę. Niall, który już zdążył przełknąć swojego omleta, wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu. – Niezły podryw, Harry. – zarechotał, nabijając na widelec następny kawałek dania.

Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie, żałując, że nie udławił się tym przeklętym omletem. Zayn wywrócił teatralnie oczami, ale na jego ustach również błąkał się uśmiech. Postanowiłem, że się na nich obrażę. Zacząłem grzebać zawzięcie w mojej torbie, udając, że czegoś szukam, aby usprawiedliwić moje milczenie i zachować choć resztkę godności. Po chwili piękna blondynka wróciła, niosąc na tacy moje zamówienie. Postawiła je przede mną i obdarzyła mnie kolejnym, uroczym uśmiechem. Boże, znałem ją zaledwie dziesięć minut, a już zacząłem się w niej zakochiwać.

Nagle Niall wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie oddalającej się już dziewczynie. Oczywiście, nie wyciszył uprzednio głosu. Dźwięk migawki zwrócił uwagę kelnerki, która odwróciła się w naszą stronę. – Przepraszam, ale musiałem. Wiesz, jestem po prostu dobrym przyjacielem! – wytłumaczył się blondyn, wskazując na mnie ręką. Schowałem twarz w dłoniach. Mając takiego przyjaciela jak Niall, chyba nigdy nie uda mi się nawiązać relacji z jakąkolwiek dziewczyną, bez chęci zmienienia potem miejsca zamieszkania. Blond włosa piękność, chyba uznała, że nie będzie zniżać się do odpowiedzi i po prostu znikła za drzwiami przy barze. – Boże, Niall, musiałeś to robić? – zapytał się Zayn surowym tonem. Chłopak tylko wzruszył ramionami, bo usta znów miał zapchane tak, że zdziwiłbym się, gdyby udało mu się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

– Nie ważne. I tak nie miałbym u niej żadnych szans. – skomentowałem, dziobiąc zawzięcie widelcem moją jajecznicę. Zayn uniósł brwi. – Nie doceniasz siebie, chłopaku. – odparł i zabrał się za swojego bajgla. Reszta posiłku minęła raczej w ciszy. Gdy w końcu wszyscy się najedliśmy, a Niall sprzątnął z naszych talerzy to, czego już ani ja, ani Zayn nie mogliśmy w siebie wcisnąć, odezwałem się. – Dobra, chyba czas się zbierać, co nie? – chłopacy pokiwali głowami i każdy z nasz zaczął szperać w kieszeniach, w poszukiwaniu jakiejś kasy. Zrzuciliśmy pieniądzę na jedną kupkę i wyszliśmy z knajpy. – W sumie przeszedłbym się do tej nowo otworzonej księgarni. – powiedział Zayn. – Chciałem kupić sobie jakiegoś nowego Kinga, czy coś. – Brunet słynął z tego, że miał wielką słabość do wszelkich kryminałów, powieści detektywistycznych, horrorów, itp., a Stephen King w tej kwestii był jego bogiem.

 Spojrzałem się na Niall’a, który ochoczo pokiwał głową. – Jasne. – odpowiedziałem i ruszyliśmy. Niestety, nie zdążyliśmy nawet przejść nawet jednej czwartej drogi, kiedy z nieba lunął deszcz. Lało jak z cebra. Schowaliśmy się pod jakimś daszkiem, żeby uniknąć całkowitego przemoknięcia.  – Może pójdziemy jednak do mnie? – zapytałem, gdy deszcz zamiast ustawać, coraz bardziej przybierał na sile. Nie trzeba ich było długo namawiać. Puściliśmy się biegiem i już po chwili staliśmy pod moimi drzwiami ociekając wodą. Kapeć przyhasała do nas, kiedy tylko usłyszała hałas na korytarzu, ale zaraz uciekła ze zjeżonym ogonem, zorientowawszy się, że wszyscy jesteśmy mokrzy od stóp, do głów. – Głupia jesteś! – zawołałem za nią. Liczyłem na to, że da mi się poprzytulać, żeby zrobiło mi się choć trochę cieplej.

Niall rzucił mi rozbawione spojrzenie. – A Ty czego się tak cieszysz, bęcwale? – zapytałem zaczepnie. – Wiesz, sądzę, że powinieneś trochę oziębić relacja pomiędzy Tobą, a twoim kotem, bo zaczyna to wyglądać z lekka nienormalnie. – odparł blondyn chichocąc w najlepsze. Już miałem zarzuć jakąś ciętą ripostą, gdy Zayn jęknął głośno. Spojrzeliśmy się z Niall’em na bruneta, który patrzył przerażony na odbicie w lustrze, tarmosząc swoje włosy. – Boże, to okropne, okropne… - wydusił z siebie drżącym głosem. Popatrzyłem porozumiewawczo na Niall’a, a po chwili oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. – Śmiejcie się, debile. – rzucił zrozpaczony Zayn i udał się pośpiesznym krokiem do łazienki, zamykając z trzaskiem drzwi. – No, to mamy dobre pół godziny, żeby wybrać jakiś film. – stwierdziłem z uśmiechem, na co blondyn znów roześmiał się głośno.

***

No, pierwszy rozdział za mną :D Postaram się dodawać następne części regularnie, co niedziele, ale na sto procent nic nie obiecuję!

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozpoczynamy!

Witajcie, cześć i hej.

Siedziałam sobie na łóżku i nagle wpadł mi do głowy pomysł na te oto opowiadanie. Nie wiem jak wyjdzie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie opisała tego, co właśnie wykiełkowało w mojej głowie. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii, o ile w ogóle ktoś to przeczyta.

Jak na razie, przedstawię wam głównych bohaterów naszej powieści.

Harry Styles

Chłopak dość leniwy, ale przykładający dużą wagę do porządku. Jest z lekka nieprzewidywalny, a wolny czas spędza zawsze z dwójką swoich najlepszych kumpli. Dość łatwo się zakochuje i jest romantykiem - te cechy są częstym powodem żartów na jego temat.

Niall Horan

Osoba, której uśmiech nigdy nie schodzi z twarzy. Chyba, że akurat zajęty jest jedzeniem. Jego poczucie humoru jest trochę specyficzne i czasem brak mu taktu. Mimo tego nie da się go nie lubić. Jest jedynym z najlepszych przyjaciół Harry'ego.

Zayn Malik

Pewny siebie, ambitny młody mężczyzna. Twardo stąpa po Ziemi. Na pierwszy rzut oka wydaje się być oschły i zamknięty w sobie, lecz nic bardziej mylnego. Zayn jest miły i zawsze można na niego liczyć, o czym doskonale wie dwójka jego najlepszych przyjaciół - Niall i Harry.

Gemma Styles

Starsza siostra Harry'ego. Często bywa nadopiekuńcza, czym doprowadza  wręcz do szału swojego młodszego braciszka. Uwielbia wszelkiego rodzaju czekoladę. Jest inteligenta i rozważna, czym bardzo imponuje Zayn'owi, któremu, nawiasem mówiąc, szalenie się podoba.

Louis Tomlinson

Najlepszy przyjaciel Harry'ego ze szkolnych lat. Louis zawsze tryska dobrą energią, którą potrafi zarażać wszystkich dookoła. Rzadko mówi ludziom o swoich problemach. Jest osobą pozytywnie odbieraną przez innych, która wzbudza zaufanie.

Liam Payne

Za dawnych czasów zawsze trzymał się z Harrym oraz Louis'em. Chłopak jest pracowity oraz dokładny. Jest również optymistą. Stara się podążać za swoimi marzeniami.

Kapeć

Kotka Harry'ego, która jest wielkim pieszczochem. Lubi leżeć na parapecie, wygrzewając się na słońcu. Swoje imię zawdzięcza temu, że jej pan ma dość kiepskie poczucie humoru.