Obudziły mnie promienie słońca, które wykorzystały moją
niedokładność i wpadły do pokoju poprzez małą szparę, pomiędzy nieszczelnie
zasuniętymi zasłonami. Mruknąłem niezadowolony i przewróciłem się na drugi bok
z nadzieją, że uda mi się jeszcze zasnąć. Niestety hałasy dochodzące zza okna
przesądziły sprawę. Lekko rozdrażniony otworzyłem oczy i zacząłem bezmyślnie
wpatrywać się w sufit. Nagle usłyszałem płacz małego dziecka, który
zdecydowanie pochodził z zewnątrz, ale był taki głośny, jakby bachor siedział
tuż obok mnie. Przesunąłem dłońmi po twarzy tak mocno, jakbym chciał ją sobie
wyprasować.
– Harry, Ty kretynie, czemu kupiłeś mieszkanie przy głównej ulicy? – zapytałem sam siebie. Odpowiedziało mi donośne mruczenie tuż przy moim uchu. Odwróciłem głowę w bok i spojrzałem w żółte ślepia mojej puszystej towarzyszki. – Przynajmniej Ci tu się podoba, prawda, Kapeć? – zwróciłem się do kotki, po czym podrapałem zwierzę za uchem, przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Ruszyłem do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Szum ciepłej wody skutecznie odciął mnie od świata zewnętrznego. Po piętnastu minutach stwierdziłem, że czas już skończyć pobyt w moim prywatnym raju.
Zakręciłem kurek, obwiązałem się ręcznikiem i udałem się do skromnie urządzonego salonu połączonego z niewielką kuchnią. Zauważyłem, że przy telefonie miga czerwona lampka dając mi znak, że ktoś zostawił mi wiadomość głosową. Nacisnąłem odpowiedni guzik i zająłem się przygotowywaniem kawy. – Hej, Harry! Tu ja, Gemma. – rozległ się po pomieszczeniu głos mojej starszej siostry. - Chciałam Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam do Londynu i bardzo zależało by mi, aby się z Tobą zobaczyć. Masz czas może tak około 13.00? Poszlibyśmy razem na kawę, czy coś w tym stylu. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia! Mam nadzieję, że się ucieszysz… Dobra, już nic więcej nie powiem. Daj znać jak najszybciej! Kocham Cię, braciszku. – piknęło głośno i zapadła cisza.
Nalałem sobie gorącej kawy do kubka i oparłem się o ścianę wpatrując się w okno nad zlewem. Zastanawiałem się, co takiego Gemma chce mi powiedzieć. Może oświadczył się jej ten chłopak, z którym chodziła już od półtora roku? Boże, to by była checa. Tylko ciągle zapominam jego imienia. Steve? A może Stephen? Nie, chyba nie… Eh, nie wiem. Wstawiłem kubek do zlewu i nasypałem kotu żarcia. Kapeć, gdy tylko usłyszała dźwięk granulek uderzających o miseczkę, od razu przyleciała do kuchni z wysoko podniesionym ogonem. – Tłusty żarłoku. – rzuciłem w jej stronę i sięgnąłem po telefon, żeby zadzwonić do siostry.
Myślałem, że rozmowa zajmie nam najwyżej pięć minut, ale Gemma strasznie się rozgadała. Trajkotała radośnie, jakby najadła się za dużo cukru. Było to zupełnie do niej nie podobne. Nie wiem, co wprawiło ją w taką euforie, ale miałem nadzieję, że wszystkiego dowiem się juto. Po dwudziestu minutach, dałem jej delikatnie do zrozumienia, że muszę już kończyć. Zbliżała się już 12.00, a ja byłem umówiony z Niall’em i Zayn’em o 12.30 w pobliskim barze. Odłożyłem słuchawkę i udałem się do mojej małej sypialni, aby się ubrać. Narzuciłem na siebie byle co, zarzuciłem torbę na ramię i udałem się w stronę drzwi. – Tylko pilnuj domu, Kapeć. – zwróciłem się jeszcze przez ramię do kotki, która nadal pochłonięta była jedzeniem.
Pokręciłem głową, zamknąłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że jest dość chłodno. Ruszyłem przed siebie, zapinając swoją szarą bluzę. Minąłem zejście do metra. Dziś wolałem się przejść. Powietrze było takie rześkie. Czuć było, że zbliżają się zimniejsze dni. Uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o śniegu. Uwielbiałem zimę, to fakt. Może byłem już trochę za stary, na tą całą szopkę; lepienie bałwanów, ubieranie świątecznego drzewka, bitwy śnieżne, itp., ale cóż, nadal to uwielbiałem. Zamyślony, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem na miejsce. Wszedłem do baru i nawet nie zdążyłem się rozejrzeć, kiedy usłyszałem, że ktoś mnie woła.
– Harry, tutaj, tutaj! – spojrzałem w stronę źródła hałasu i ujrzałem podskakującego na krześle blondyna, zawzięcie wymachującego do mnie ręką. Obok niego siedział Zayn, który ograniczył się do przyjaznego uśmiechu. Ruszyłem w ich stronę i padłem na ostanie wolne krzesło przy stoliku. – Jutro przyjeżdża Gemma. – oświadczyłem przyjaciołom, zdejmując bluzę i wieszając ją na oparciu. Twarz Niall’a rozjaśnił chytry uśmiech i zwrócił twarz w stronę Zayna. – Uuuu, czyżbym dobrze usłyszał? Gemma…? – zapytał teatralnym szeptem, bezceremonialnie wpatrując się w oblicze bruneta.
Zayn nie odpowiedział, ale można było zauważyć, że pokrył się rumieńcem. – Na ile przyjeżdża? – odparł, ignorując Niall’a, który teraz zaczął obdarzać namiętnymi całusami łyżeczkę do herbaty, wydając przy tym ssąco-mlaszczące odgłosy. Nie wiedziałem, czy mam się roześmiać, czy nie, więc rozwiązałem ten dylemat, odwracając wzrok od radosnej pantominy blondyna i zwróciłem się do Zayn’a. – Na dwa dni. Przyjeżdża i wyjeżdża. Jestem z nią umówiony na jutro. – powiedziałem, sięgając po menu leżące przede mną. Po chwili podeszła do nas kelnerka z daniami zamówionymi wcześniej przez chłopaków.
Była drobną istotą, z pięknymi oczami koloru mlecznej czekolady i krótkim, blond włosami sięgającymi jej do podbródka. Położyła talerze na stole, zarzuciła lekko grzywką, po czym spojrzała się do mnie z uśmiechem na ustach. – A panu coś podać? – zapytała się dźwięcznym głosem. Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, więc pośpiesznie je zamknąłem. Czułem się tak, jakby coś zatkało mi się w mózgu. – On gyba gdze kabe. – odezwał się Niall, który miał tak napchane policzki gorącym omletem, że wyglądały tak, jakby zaraz miały mu pęknąć. Spojrzałem się na niego z rozpaczą. Na szczęście sytuacje uratował Zayn. – Poprosimy jeszcze jedną białą kawę oraz jajecznicę z dwóch jajek. – powiedział, uśmiechając się szeroko do blondynki i podając jej menu.
Kelnerka uniosła brwi wyraźnie rozbawiona, zapisała coś w swoim notesiku, wzięła kartę dań i odeszła w stronę kuchni, jak przypuszczam. Gapiłem się za nią z lekko otwartymi ustami. Nagle przed oczami zaczęła mi się kiwać śniada dłoń Zayn’a. – Halo! Ziemia do Styles’a, Ziemia do Styles’a! – zaskoczony mrugnąłem oczami. – Wow… - wydusiłem z siebie i przełknąłem ślinę. Niall, który już zdążył przełknąć swojego omleta, wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu. – Niezły podryw, Harry. – zarechotał, nabijając na widelec następny kawałek dania.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie, żałując, że nie udławił się tym przeklętym omletem. Zayn wywrócił teatralnie oczami, ale na jego ustach również błąkał się uśmiech. Postanowiłem, że się na nich obrażę. Zacząłem grzebać zawzięcie w mojej torbie, udając, że czegoś szukam, aby usprawiedliwić moje milczenie i zachować choć resztkę godności. Po chwili piękna blondynka wróciła, niosąc na tacy moje zamówienie. Postawiła je przede mną i obdarzyła mnie kolejnym, uroczym uśmiechem. Boże, znałem ją zaledwie dziesięć minut, a już zacząłem się w niej zakochiwać.
Nagle Niall wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie oddalającej się już dziewczynie. Oczywiście, nie wyciszył uprzednio głosu. Dźwięk migawki zwrócił uwagę kelnerki, która odwróciła się w naszą stronę. – Przepraszam, ale musiałem. Wiesz, jestem po prostu dobrym przyjacielem! – wytłumaczył się blondyn, wskazując na mnie ręką. Schowałem twarz w dłoniach. Mając takiego przyjaciela jak Niall, chyba nigdy nie uda mi się nawiązać relacji z jakąkolwiek dziewczyną, bez chęci zmienienia potem miejsca zamieszkania. Blond włosa piękność, chyba uznała, że nie będzie zniżać się do odpowiedzi i po prostu znikła za drzwiami przy barze. – Boże, Niall, musiałeś to robić? – zapytał się Zayn surowym tonem. Chłopak tylko wzruszył ramionami, bo usta znów miał zapchane tak, że zdziwiłbym się, gdyby udało mu się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
– Nie ważne. I tak nie miałbym u niej żadnych szans. – skomentowałem, dziobiąc zawzięcie widelcem moją jajecznicę. Zayn uniósł brwi. – Nie doceniasz siebie, chłopaku. – odparł i zabrał się za swojego bajgla. Reszta posiłku minęła raczej w ciszy. Gdy w końcu wszyscy się najedliśmy, a Niall sprzątnął z naszych talerzy to, czego już ani ja, ani Zayn nie mogliśmy w siebie wcisnąć, odezwałem się. – Dobra, chyba czas się zbierać, co nie? – chłopacy pokiwali głowami i każdy z nasz zaczął szperać w kieszeniach, w poszukiwaniu jakiejś kasy. Zrzuciliśmy pieniądzę na jedną kupkę i wyszliśmy z knajpy. – W sumie przeszedłbym się do tej nowo otworzonej księgarni. – powiedział Zayn. – Chciałem kupić sobie jakiegoś nowego Kinga, czy coś. – Brunet słynął z tego, że miał wielką słabość do wszelkich kryminałów, powieści detektywistycznych, horrorów, itp., a Stephen King w tej kwestii był jego bogiem.
Spojrzałem się na Niall’a, który ochoczo pokiwał głową. – Jasne. – odpowiedziałem i ruszyliśmy. Niestety, nie zdążyliśmy nawet przejść nawet jednej czwartej drogi, kiedy z nieba lunął deszcz. Lało jak z cebra. Schowaliśmy się pod jakimś daszkiem, żeby uniknąć całkowitego przemoknięcia. – Może pójdziemy jednak do mnie? – zapytałem, gdy deszcz zamiast ustawać, coraz bardziej przybierał na sile. Nie trzeba ich było długo namawiać. Puściliśmy się biegiem i już po chwili staliśmy pod moimi drzwiami ociekając wodą. Kapeć przyhasała do nas, kiedy tylko usłyszała hałas na korytarzu, ale zaraz uciekła ze zjeżonym ogonem, zorientowawszy się, że wszyscy jesteśmy mokrzy od stóp, do głów. – Głupia jesteś! – zawołałem za nią. Liczyłem na to, że da mi się poprzytulać, żeby zrobiło mi się choć trochę cieplej.
Niall rzucił mi rozbawione spojrzenie. – A Ty czego się tak cieszysz, bęcwale? – zapytałem zaczepnie. – Wiesz, sądzę, że powinieneś trochę oziębić relacja pomiędzy Tobą, a twoim kotem, bo zaczyna to wyglądać z lekka nienormalnie. – odparł blondyn chichocąc w najlepsze. Już miałem zarzuć jakąś ciętą ripostą, gdy Zayn jęknął głośno. Spojrzeliśmy się z Niall’em na bruneta, który patrzył przerażony na odbicie w lustrze, tarmosząc swoje włosy. – Boże, to okropne, okropne… - wydusił z siebie drżącym głosem. Popatrzyłem porozumiewawczo na Niall’a, a po chwili oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. – Śmiejcie się, debile. – rzucił zrozpaczony Zayn i udał się pośpiesznym krokiem do łazienki, zamykając z trzaskiem drzwi. – No, to mamy dobre pół godziny, żeby wybrać jakiś film. – stwierdziłem z uśmiechem, na co blondyn znów roześmiał się głośno.
– Harry, Ty kretynie, czemu kupiłeś mieszkanie przy głównej ulicy? – zapytałem sam siebie. Odpowiedziało mi donośne mruczenie tuż przy moim uchu. Odwróciłem głowę w bok i spojrzałem w żółte ślepia mojej puszystej towarzyszki. – Przynajmniej Ci tu się podoba, prawda, Kapeć? – zwróciłem się do kotki, po czym podrapałem zwierzę za uchem, przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Ruszyłem do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Szum ciepłej wody skutecznie odciął mnie od świata zewnętrznego. Po piętnastu minutach stwierdziłem, że czas już skończyć pobyt w moim prywatnym raju.
Zakręciłem kurek, obwiązałem się ręcznikiem i udałem się do skromnie urządzonego salonu połączonego z niewielką kuchnią. Zauważyłem, że przy telefonie miga czerwona lampka dając mi znak, że ktoś zostawił mi wiadomość głosową. Nacisnąłem odpowiedni guzik i zająłem się przygotowywaniem kawy. – Hej, Harry! Tu ja, Gemma. – rozległ się po pomieszczeniu głos mojej starszej siostry. - Chciałam Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam do Londynu i bardzo zależało by mi, aby się z Tobą zobaczyć. Masz czas może tak około 13.00? Poszlibyśmy razem na kawę, czy coś w tym stylu. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia! Mam nadzieję, że się ucieszysz… Dobra, już nic więcej nie powiem. Daj znać jak najszybciej! Kocham Cię, braciszku. – piknęło głośno i zapadła cisza.
Nalałem sobie gorącej kawy do kubka i oparłem się o ścianę wpatrując się w okno nad zlewem. Zastanawiałem się, co takiego Gemma chce mi powiedzieć. Może oświadczył się jej ten chłopak, z którym chodziła już od półtora roku? Boże, to by była checa. Tylko ciągle zapominam jego imienia. Steve? A może Stephen? Nie, chyba nie… Eh, nie wiem. Wstawiłem kubek do zlewu i nasypałem kotu żarcia. Kapeć, gdy tylko usłyszała dźwięk granulek uderzających o miseczkę, od razu przyleciała do kuchni z wysoko podniesionym ogonem. – Tłusty żarłoku. – rzuciłem w jej stronę i sięgnąłem po telefon, żeby zadzwonić do siostry.
Myślałem, że rozmowa zajmie nam najwyżej pięć minut, ale Gemma strasznie się rozgadała. Trajkotała radośnie, jakby najadła się za dużo cukru. Było to zupełnie do niej nie podobne. Nie wiem, co wprawiło ją w taką euforie, ale miałem nadzieję, że wszystkiego dowiem się juto. Po dwudziestu minutach, dałem jej delikatnie do zrozumienia, że muszę już kończyć. Zbliżała się już 12.00, a ja byłem umówiony z Niall’em i Zayn’em o 12.30 w pobliskim barze. Odłożyłem słuchawkę i udałem się do mojej małej sypialni, aby się ubrać. Narzuciłem na siebie byle co, zarzuciłem torbę na ramię i udałem się w stronę drzwi. – Tylko pilnuj domu, Kapeć. – zwróciłem się jeszcze przez ramię do kotki, która nadal pochłonięta była jedzeniem.
Pokręciłem głową, zamknąłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że jest dość chłodno. Ruszyłem przed siebie, zapinając swoją szarą bluzę. Minąłem zejście do metra. Dziś wolałem się przejść. Powietrze było takie rześkie. Czuć było, że zbliżają się zimniejsze dni. Uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o śniegu. Uwielbiałem zimę, to fakt. Może byłem już trochę za stary, na tą całą szopkę; lepienie bałwanów, ubieranie świątecznego drzewka, bitwy śnieżne, itp., ale cóż, nadal to uwielbiałem. Zamyślony, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem na miejsce. Wszedłem do baru i nawet nie zdążyłem się rozejrzeć, kiedy usłyszałem, że ktoś mnie woła.
– Harry, tutaj, tutaj! – spojrzałem w stronę źródła hałasu i ujrzałem podskakującego na krześle blondyna, zawzięcie wymachującego do mnie ręką. Obok niego siedział Zayn, który ograniczył się do przyjaznego uśmiechu. Ruszyłem w ich stronę i padłem na ostanie wolne krzesło przy stoliku. – Jutro przyjeżdża Gemma. – oświadczyłem przyjaciołom, zdejmując bluzę i wieszając ją na oparciu. Twarz Niall’a rozjaśnił chytry uśmiech i zwrócił twarz w stronę Zayna. – Uuuu, czyżbym dobrze usłyszał? Gemma…? – zapytał teatralnym szeptem, bezceremonialnie wpatrując się w oblicze bruneta.
Zayn nie odpowiedział, ale można było zauważyć, że pokrył się rumieńcem. – Na ile przyjeżdża? – odparł, ignorując Niall’a, który teraz zaczął obdarzać namiętnymi całusami łyżeczkę do herbaty, wydając przy tym ssąco-mlaszczące odgłosy. Nie wiedziałem, czy mam się roześmiać, czy nie, więc rozwiązałem ten dylemat, odwracając wzrok od radosnej pantominy blondyna i zwróciłem się do Zayn’a. – Na dwa dni. Przyjeżdża i wyjeżdża. Jestem z nią umówiony na jutro. – powiedziałem, sięgając po menu leżące przede mną. Po chwili podeszła do nas kelnerka z daniami zamówionymi wcześniej przez chłopaków.
Była drobną istotą, z pięknymi oczami koloru mlecznej czekolady i krótkim, blond włosami sięgającymi jej do podbródka. Położyła talerze na stole, zarzuciła lekko grzywką, po czym spojrzała się do mnie z uśmiechem na ustach. – A panu coś podać? – zapytała się dźwięcznym głosem. Otworzyłem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, więc pośpiesznie je zamknąłem. Czułem się tak, jakby coś zatkało mi się w mózgu. – On gyba gdze kabe. – odezwał się Niall, który miał tak napchane policzki gorącym omletem, że wyglądały tak, jakby zaraz miały mu pęknąć. Spojrzałem się na niego z rozpaczą. Na szczęście sytuacje uratował Zayn. – Poprosimy jeszcze jedną białą kawę oraz jajecznicę z dwóch jajek. – powiedział, uśmiechając się szeroko do blondynki i podając jej menu.
Kelnerka uniosła brwi wyraźnie rozbawiona, zapisała coś w swoim notesiku, wzięła kartę dań i odeszła w stronę kuchni, jak przypuszczam. Gapiłem się za nią z lekko otwartymi ustami. Nagle przed oczami zaczęła mi się kiwać śniada dłoń Zayn’a. – Halo! Ziemia do Styles’a, Ziemia do Styles’a! – zaskoczony mrugnąłem oczami. – Wow… - wydusiłem z siebie i przełknąłem ślinę. Niall, który już zdążył przełknąć swojego omleta, wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu. – Niezły podryw, Harry. – zarechotał, nabijając na widelec następny kawałek dania.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie, żałując, że nie udławił się tym przeklętym omletem. Zayn wywrócił teatralnie oczami, ale na jego ustach również błąkał się uśmiech. Postanowiłem, że się na nich obrażę. Zacząłem grzebać zawzięcie w mojej torbie, udając, że czegoś szukam, aby usprawiedliwić moje milczenie i zachować choć resztkę godności. Po chwili piękna blondynka wróciła, niosąc na tacy moje zamówienie. Postawiła je przede mną i obdarzyła mnie kolejnym, uroczym uśmiechem. Boże, znałem ją zaledwie dziesięć minut, a już zacząłem się w niej zakochiwać.
Nagle Niall wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie oddalającej się już dziewczynie. Oczywiście, nie wyciszył uprzednio głosu. Dźwięk migawki zwrócił uwagę kelnerki, która odwróciła się w naszą stronę. – Przepraszam, ale musiałem. Wiesz, jestem po prostu dobrym przyjacielem! – wytłumaczył się blondyn, wskazując na mnie ręką. Schowałem twarz w dłoniach. Mając takiego przyjaciela jak Niall, chyba nigdy nie uda mi się nawiązać relacji z jakąkolwiek dziewczyną, bez chęci zmienienia potem miejsca zamieszkania. Blond włosa piękność, chyba uznała, że nie będzie zniżać się do odpowiedzi i po prostu znikła za drzwiami przy barze. – Boże, Niall, musiałeś to robić? – zapytał się Zayn surowym tonem. Chłopak tylko wzruszył ramionami, bo usta znów miał zapchane tak, że zdziwiłbym się, gdyby udało mu się wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
– Nie ważne. I tak nie miałbym u niej żadnych szans. – skomentowałem, dziobiąc zawzięcie widelcem moją jajecznicę. Zayn uniósł brwi. – Nie doceniasz siebie, chłopaku. – odparł i zabrał się za swojego bajgla. Reszta posiłku minęła raczej w ciszy. Gdy w końcu wszyscy się najedliśmy, a Niall sprzątnął z naszych talerzy to, czego już ani ja, ani Zayn nie mogliśmy w siebie wcisnąć, odezwałem się. – Dobra, chyba czas się zbierać, co nie? – chłopacy pokiwali głowami i każdy z nasz zaczął szperać w kieszeniach, w poszukiwaniu jakiejś kasy. Zrzuciliśmy pieniądzę na jedną kupkę i wyszliśmy z knajpy. – W sumie przeszedłbym się do tej nowo otworzonej księgarni. – powiedział Zayn. – Chciałem kupić sobie jakiegoś nowego Kinga, czy coś. – Brunet słynął z tego, że miał wielką słabość do wszelkich kryminałów, powieści detektywistycznych, horrorów, itp., a Stephen King w tej kwestii był jego bogiem.
Spojrzałem się na Niall’a, który ochoczo pokiwał głową. – Jasne. – odpowiedziałem i ruszyliśmy. Niestety, nie zdążyliśmy nawet przejść nawet jednej czwartej drogi, kiedy z nieba lunął deszcz. Lało jak z cebra. Schowaliśmy się pod jakimś daszkiem, żeby uniknąć całkowitego przemoknięcia. – Może pójdziemy jednak do mnie? – zapytałem, gdy deszcz zamiast ustawać, coraz bardziej przybierał na sile. Nie trzeba ich było długo namawiać. Puściliśmy się biegiem i już po chwili staliśmy pod moimi drzwiami ociekając wodą. Kapeć przyhasała do nas, kiedy tylko usłyszała hałas na korytarzu, ale zaraz uciekła ze zjeżonym ogonem, zorientowawszy się, że wszyscy jesteśmy mokrzy od stóp, do głów. – Głupia jesteś! – zawołałem za nią. Liczyłem na to, że da mi się poprzytulać, żeby zrobiło mi się choć trochę cieplej.
Niall rzucił mi rozbawione spojrzenie. – A Ty czego się tak cieszysz, bęcwale? – zapytałem zaczepnie. – Wiesz, sądzę, że powinieneś trochę oziębić relacja pomiędzy Tobą, a twoim kotem, bo zaczyna to wyglądać z lekka nienormalnie. – odparł blondyn chichocąc w najlepsze. Już miałem zarzuć jakąś ciętą ripostą, gdy Zayn jęknął głośno. Spojrzeliśmy się z Niall’em na bruneta, który patrzył przerażony na odbicie w lustrze, tarmosząc swoje włosy. – Boże, to okropne, okropne… - wydusił z siebie drżącym głosem. Popatrzyłem porozumiewawczo na Niall’a, a po chwili oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. – Śmiejcie się, debile. – rzucił zrozpaczony Zayn i udał się pośpiesznym krokiem do łazienki, zamykając z trzaskiem drzwi. – No, to mamy dobre pół godziny, żeby wybrać jakiś film. – stwierdziłem z uśmiechem, na co blondyn znów roześmiał się głośno.
***
No, pierwszy rozdział za mną :D Postaram się dodawać następne części regularnie, co niedziele, ale na sto procent nic nie obiecuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz