Następnego dnia obudziłem się i od razu skierowałem spojrzenie na zegarek
stojący na małej szafce przy moim łóżku. Wpatrywałem się w niego przez dobre
kilka chwil, zanim oswoiłem się z myślą, że właśnie dobrowolnie obudziłem się
przed piątą rano. Do spotkania z Gemmą zostało mi jeszcze dużo czasu, a
wiedziałem, że nie uda mi się już zasnąć. Westchnąłem ciężko i rozejrzałem się za Kapciem.
Spała w nogach mojego łóżka zwinięta w kłębek. W pierwszej chwili chciałem
brutalnie ją obudzić, żebym nie musiał spędzać w zupełnej samotności tego
wczesnego poranka, ale nie zdobyłem się na to. Wyglądała tak uroczo, że
postanowiłem się dla niej poświęcić i przecierpieć jakoś ten czas, który
pozostał do jej pobudki.
Przeciągnąłem się, a potem ziewając wstałem leniwie z łóżka i podszedłem do okna. Londyn jeszcze spał. Tylko w nielicznych oknach paliły się światła, a na ulicy kręciło się tylko parę pojedynczych osób. Kochałem to miasto. Zawsze marzyłem o tym, żeby tu się przeprowadzić, aż w końcu, w wieku osiemnastu lat, spełniłem swoje marzenie. Czułem, jak wypełnia mnie niesamowite szczęście. Ta, stałem właśnie o piątej rano w oknie, gapiąc się przed siebie i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, jak jakiś debil. Po chwili przyłapałem się, że myślę o moim dzieciństwie, dorastaniu.
– Zebrało Ci się na wspominki, Styles. – mruknąłem sam do siebie, po czym odwróciłem się plecami do okna i podszedłem do szafy, aby wyjąc z niej stary, zapomniany już prawie przez świat, katon. Siłowałem się z nim chwile, po czym wyciągnąłem go na środek małej sypialni. Kto by pomyślał, że będzie on aż taki ciężki? ‘WSPOMNIENIA’ – głosił napis na wierzchu pudełka. Charakter pisma zdradzał, że napisała to moja mama. Taa, pamiętałem to jak dziś, kiedy przekonywała mnie, żebym wziął ten karton ze sobą. Upierała się, i upierała, aż w końcu jej uległem. ‘Co to za różnica, czy będę miał do dźwigania pięć kilo więcej, czy pięć kilo mniej? Przynajmniej ją uszczęśliwię, że to wziąłem.’ – pomyślałem wtedy.
Ale właśnie w tej chwili, byłem jej niezmiernie wdzięczny, że zmusiła mnie do zabrania tego pudełka. Usiadłem po turecku i otworzyłem je po raz pierwszy od czasu, kiedy tu się wprowadziłem. Pierwsze co zobaczyłem, było zdjęcie trzech, małych chłopców, szczerzących się do aparatu i prezentujących swoje niemałe ubytki w uzębieniu. Uśmiechnąłem się szeroko do moich przyjaciół ze szkolnych lat. Louis, Liam i Harry – Nierozłączna Trójca, tak o nas mówiono. Wszystko zawsze robiliśmy razem. Przeżyliśmy w swoim towarzystwie całą podstawówkę oraz gimnazjum.
Były to jedne z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. Potem, w liceum, nasze drogi trochę się rozeszły, kiedy każdy z nas poszedł do innej szkoły. Dodatkowo mnie, mama wysłała do szkoły z jakimś internatem. Oczywiście, staraliśmy się utrzymać kontakt, ale to już nie było to samo... Liam i Louis nadal się przyjaźnili, ale ja, z dnia na dzień, oddalałem się od nich coraz bardziej. Nie mogłem się z nimi widywać po szkole, nie było mnie w domu co weekend, i tak jakoś, po prostu, wszystko rozeszło się po kościach. Pamiętam, że długo obwiniałem mamę o to, że nasza przyjaźń się skończyła. Dziś, już nie czułem do niej żalu. Dawno pogodziłem się z takim zakończeniem sprawy. Szczególnie, że po skończeniu liceum, od razu przyjechałem tutaj, do Londynu. Poznałem Niall’a, Zayna, kupiłem mieszkanie, kota. Formalnie, ułożyłem sobie zupełnie nowe życie i, można by powiedzieć, że, hm, zapomniałem.
Ale teraz, siedząc sam w pokoju, z tą głupią fotografią w ręku, ku mojemu przerażeniu okryłem, że zbiera mi się na płacz. Przełknąłem nerwowo ślinę i otarłem oczy wierzchem dłoni, kładąc zdjęcie na podłogę. Bardzo dobrze wiedziałem, czemu aż tak mnie to ruszyło. Ignorując przyspieszone bicie serca oraz narastającą ochotę, żeby usiąść i po prostu się rozryczeć, zacząłem przekopywać stertę papierów znajdujących się w kartonie. – No, dalej, musisz tu gdzieś być! – warknąłem rozdrażniony. I wtedy, prawie na samym dnie pudełka, znalazłem to, o co mi chodziło. Drżącymi rękami wyjąłem kolejną fotografię i położyłem ją sobie na kolanach. Uśmiechnąłem się, delikatnie gładząc wierzch zdjęcia kciukiem.
Na fotografii byłem ja oraz Louis. Mama zrobiła nam to zdjęcie na zakończenie trzeciej klasy gimnazjum. Pociągnąłem głośno nosem, ale tym razem pozwoliłem, żeby po policzkach popłynęły mi łzy. Pamiętałem tą chwilę w najdrobniejszych szczegółach. Staliśmy obok siebie na zakończeniu roku, a mnie zjadały nerwy. Nie dlatego, że obawiałem się nowej szkoły, czy czegoś w tym stylu. Zerkałem na Louis’a nerwowo przez cały apel, z nieprzyjemnym uciskiem w klatce piersiowej. Przerażała mnie decyzja, którą spontanicznie podjąłem tamtego dnia. Zdecydowałem, że powiem mu, że go kocham. Tak, kochałem go. Nie jak przyjaciela, nie jak brata. To było coś więcej.
Zdałem sobie z tego sprawę, dopiero w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy Louis zaczął umawiać się na randki. Za każdym razem, kiedy widziałem go w objęciach kolejnej dziewczyny, wnętrzności skręcały mi się z bezsilnej wściekłości. Byłem cholernie zazdrosny, ale oszukiwałem sam siebie, nie chcąc pogodzić się z moimi uczuciami. Długo z tym walczyłem – umawiałem się z wieloma dziewczynami, a raz, już w akcie prawdziwej desperacji, umówiłem się nawet z jakimś chłopakiem, ale niestety, nie przyniosło to żadnych pozytywnych rezultatów. W mojej głowie ciągle siedział tylko Tomlinson. W końcu, po wielu bezsennych nocach, kiedy toczyłem wojny z samym sobą, pogodziłem się z tym, że moją pierwszą miłością jest chłopak, który w dodatku jest moim najlepszym przyjacielem od najmłodszych lat. Louis niczego się raczej nie domyślał.
Starałem się zachowywać tak, jakby moje uczucia względem niego się nie zmieniły. Czasem wydawało mi się, że Liam, który również należał do naszej paczki, coś podejrzewa, ale nie nawiązywał do tematu, bardzo ułatwiając mi tym sprawę. Przebrnęliśmy przez gimnazjum jako trójka najlepszych kumpli, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się dowiedział, że kocham Louis’a. A już w szczególności nie chciałem, żeby dowiedział się o tym on sam. Więc kompletnie nie rozumiem, czemu tamtego ranka postanowiłem, że wyznam mu co do niego czuję, zaprzepaszczając tym samym lata mojej pracy, aby nic nigdy się nie wydało.
Dyrektor skończył mówić i na sali wybuchły oklaski. Z lekkim opóźnieniem przyłączyłem się do tłumu klaszczących uczniów. Spojrzałem na Louis’a, którego twarz rozjaśnił wspaniały uśmiech. Poczułem się tak, jakby moje wnętrzności zaczęły tańczyć salsę. „Zrób to, po prostu mu to powiedz.” – mówiłem sobie w duchu. Już otwierałem usta, kiedy Lou chwycił mnie w objęcia. Przytulił mnie tak mocno, jakby już nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Wtulił głowę w moją szyję, a ja automatycznie objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą wplotłem w jego włosy. Louis wziął głęboki wdech – Uwielbiam twój zapach. – powiedział cicho z wargami przyciśniętymi do mojej skóry. Zaparło mi dech w piersiach. Czy on naprawdę to powiedział? W mojej głowie panował taki mętlik, że przez chwilę zapomniałem, jak się nazywam. Po kilku chwilach oprzytomniałem na tyle, że udało mi się sklecić w miarę sensowne zdanie. – Louis, chciałbym, żebyś wiedział, że ja… - i w tym momencie przerwał mi dźwięk migawki.
Zamarłem z otwartymi ustami, wpatrując się w połyskujące, niebieskie oczy Tomlinson'a. – Jezu, mój synek właśnie skończył gimnazjum! Jesteś już taki dorosły! – wypaliła moja mama, ocierając łzy. Zrobiła nam jeszcze jedno zdjęcie, po czym przytuliła nas obu tak mocno, że miałem wrażenie, że zaraz popękają mi wszystkie żebra. – Jestem z was taka dumna. – oświadczyła i puściła nas, co przyjąłem z prawdziwą ulgą. – A gdzie Liam? – zapytała rozglądając się na boki. – O, tu jest! Chodź Liam! – zaczęła machać zawzięcie do chłopaka, który z uśmiechem ruszył w naszą stronę. Gdy już do nas dotarł, mama zrobiła jeszcze kilka zdjęć i z zadowoleniem powiedziała – Teraz, zabieram was wszystkich do siebie. Zrobiłam małe przyjęcie-niespodziankę z okazji zakończenia szkoły! Wasi rodzice oczywiście o wszystkim wiedzą. – zwróciła się do Louis’a i Liam’a z uśmiechem na ustach. – Chodźcie, wszyscy już pewnie na nas czekają. – popędzała nas, sama ruszając już w stronę drzwi wyjściowych.
- Taa.. Tak to właśnie było. – mruknąłem, przerywając ciszę, która panowała w pokoju. Potem już jakoś nie było okazji, aby dokończyć to jedno, głupie zdanie. Albo po prostu zabrakło mi na to odwagi? Wpatrywałem się zamyślony w zdjęcie. ‘Cóż, może to i lepiej, że tak się wszystko potoczyło?’ – pomyślałem. Nagle pokręciłem głową i zdecydowanym ruchem wrzuciłem wszystko z powrotem do kartonu. – Po coś to w ogóle ruszał, Styles? – zapytałem sam siebie. Byłem zły. Chwyciłem pudełko i wrzuciłem je do szafy. Rozdrażniony zamknąłem z trzaskiem drzwiczki mebla tak mocno, że aż się zakołysał. Stałem chwilę z zamkniętymi oczami, uspakajając oddech. Potem odetchnąłem głęboko i przeczesałem palcami włosy. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 7.30. Zdziwiłem się, że aż tyle czasu ślęczałem nad tym głupim kartonem. – Nie myśl już o tym. – rozkazałem sobie i pośpiesznie ruszyłem do łazienki.
***
Muszę powiedzieć, że chyba po raz pierwszy od kiedy pamiętam spotykam się z taką internetową obojętnością do mojego bloga. Ale nie złamiecie mnie, nie łudźcie się, że wam się uda! Opowiadanie jest już prawie napisane i nie spocznę, póki go nie zakończę! Boże, powinnam chyba więcej spać.
PS Następna część w niedziele
Przeciągnąłem się, a potem ziewając wstałem leniwie z łóżka i podszedłem do okna. Londyn jeszcze spał. Tylko w nielicznych oknach paliły się światła, a na ulicy kręciło się tylko parę pojedynczych osób. Kochałem to miasto. Zawsze marzyłem o tym, żeby tu się przeprowadzić, aż w końcu, w wieku osiemnastu lat, spełniłem swoje marzenie. Czułem, jak wypełnia mnie niesamowite szczęście. Ta, stałem właśnie o piątej rano w oknie, gapiąc się przed siebie i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, jak jakiś debil. Po chwili przyłapałem się, że myślę o moim dzieciństwie, dorastaniu.
– Zebrało Ci się na wspominki, Styles. – mruknąłem sam do siebie, po czym odwróciłem się plecami do okna i podszedłem do szafy, aby wyjąc z niej stary, zapomniany już prawie przez świat, katon. Siłowałem się z nim chwile, po czym wyciągnąłem go na środek małej sypialni. Kto by pomyślał, że będzie on aż taki ciężki? ‘WSPOMNIENIA’ – głosił napis na wierzchu pudełka. Charakter pisma zdradzał, że napisała to moja mama. Taa, pamiętałem to jak dziś, kiedy przekonywała mnie, żebym wziął ten karton ze sobą. Upierała się, i upierała, aż w końcu jej uległem. ‘Co to za różnica, czy będę miał do dźwigania pięć kilo więcej, czy pięć kilo mniej? Przynajmniej ją uszczęśliwię, że to wziąłem.’ – pomyślałem wtedy.
Ale właśnie w tej chwili, byłem jej niezmiernie wdzięczny, że zmusiła mnie do zabrania tego pudełka. Usiadłem po turecku i otworzyłem je po raz pierwszy od czasu, kiedy tu się wprowadziłem. Pierwsze co zobaczyłem, było zdjęcie trzech, małych chłopców, szczerzących się do aparatu i prezentujących swoje niemałe ubytki w uzębieniu. Uśmiechnąłem się szeroko do moich przyjaciół ze szkolnych lat. Louis, Liam i Harry – Nierozłączna Trójca, tak o nas mówiono. Wszystko zawsze robiliśmy razem. Przeżyliśmy w swoim towarzystwie całą podstawówkę oraz gimnazjum.
Były to jedne z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. Potem, w liceum, nasze drogi trochę się rozeszły, kiedy każdy z nas poszedł do innej szkoły. Dodatkowo mnie, mama wysłała do szkoły z jakimś internatem. Oczywiście, staraliśmy się utrzymać kontakt, ale to już nie było to samo... Liam i Louis nadal się przyjaźnili, ale ja, z dnia na dzień, oddalałem się od nich coraz bardziej. Nie mogłem się z nimi widywać po szkole, nie było mnie w domu co weekend, i tak jakoś, po prostu, wszystko rozeszło się po kościach. Pamiętam, że długo obwiniałem mamę o to, że nasza przyjaźń się skończyła. Dziś, już nie czułem do niej żalu. Dawno pogodziłem się z takim zakończeniem sprawy. Szczególnie, że po skończeniu liceum, od razu przyjechałem tutaj, do Londynu. Poznałem Niall’a, Zayna, kupiłem mieszkanie, kota. Formalnie, ułożyłem sobie zupełnie nowe życie i, można by powiedzieć, że, hm, zapomniałem.
Ale teraz, siedząc sam w pokoju, z tą głupią fotografią w ręku, ku mojemu przerażeniu okryłem, że zbiera mi się na płacz. Przełknąłem nerwowo ślinę i otarłem oczy wierzchem dłoni, kładąc zdjęcie na podłogę. Bardzo dobrze wiedziałem, czemu aż tak mnie to ruszyło. Ignorując przyspieszone bicie serca oraz narastającą ochotę, żeby usiąść i po prostu się rozryczeć, zacząłem przekopywać stertę papierów znajdujących się w kartonie. – No, dalej, musisz tu gdzieś być! – warknąłem rozdrażniony. I wtedy, prawie na samym dnie pudełka, znalazłem to, o co mi chodziło. Drżącymi rękami wyjąłem kolejną fotografię i położyłem ją sobie na kolanach. Uśmiechnąłem się, delikatnie gładząc wierzch zdjęcia kciukiem.
Na fotografii byłem ja oraz Louis. Mama zrobiła nam to zdjęcie na zakończenie trzeciej klasy gimnazjum. Pociągnąłem głośno nosem, ale tym razem pozwoliłem, żeby po policzkach popłynęły mi łzy. Pamiętałem tą chwilę w najdrobniejszych szczegółach. Staliśmy obok siebie na zakończeniu roku, a mnie zjadały nerwy. Nie dlatego, że obawiałem się nowej szkoły, czy czegoś w tym stylu. Zerkałem na Louis’a nerwowo przez cały apel, z nieprzyjemnym uciskiem w klatce piersiowej. Przerażała mnie decyzja, którą spontanicznie podjąłem tamtego dnia. Zdecydowałem, że powiem mu, że go kocham. Tak, kochałem go. Nie jak przyjaciela, nie jak brata. To było coś więcej.
Zdałem sobie z tego sprawę, dopiero w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy Louis zaczął umawiać się na randki. Za każdym razem, kiedy widziałem go w objęciach kolejnej dziewczyny, wnętrzności skręcały mi się z bezsilnej wściekłości. Byłem cholernie zazdrosny, ale oszukiwałem sam siebie, nie chcąc pogodzić się z moimi uczuciami. Długo z tym walczyłem – umawiałem się z wieloma dziewczynami, a raz, już w akcie prawdziwej desperacji, umówiłem się nawet z jakimś chłopakiem, ale niestety, nie przyniosło to żadnych pozytywnych rezultatów. W mojej głowie ciągle siedział tylko Tomlinson. W końcu, po wielu bezsennych nocach, kiedy toczyłem wojny z samym sobą, pogodziłem się z tym, że moją pierwszą miłością jest chłopak, który w dodatku jest moim najlepszym przyjacielem od najmłodszych lat. Louis niczego się raczej nie domyślał.
Starałem się zachowywać tak, jakby moje uczucia względem niego się nie zmieniły. Czasem wydawało mi się, że Liam, który również należał do naszej paczki, coś podejrzewa, ale nie nawiązywał do tematu, bardzo ułatwiając mi tym sprawę. Przebrnęliśmy przez gimnazjum jako trójka najlepszych kumpli, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się dowiedział, że kocham Louis’a. A już w szczególności nie chciałem, żeby dowiedział się o tym on sam. Więc kompletnie nie rozumiem, czemu tamtego ranka postanowiłem, że wyznam mu co do niego czuję, zaprzepaszczając tym samym lata mojej pracy, aby nic nigdy się nie wydało.
Dyrektor skończył mówić i na sali wybuchły oklaski. Z lekkim opóźnieniem przyłączyłem się do tłumu klaszczących uczniów. Spojrzałem na Louis’a, którego twarz rozjaśnił wspaniały uśmiech. Poczułem się tak, jakby moje wnętrzności zaczęły tańczyć salsę. „Zrób to, po prostu mu to powiedz.” – mówiłem sobie w duchu. Już otwierałem usta, kiedy Lou chwycił mnie w objęcia. Przytulił mnie tak mocno, jakby już nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Wtulił głowę w moją szyję, a ja automatycznie objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą wplotłem w jego włosy. Louis wziął głęboki wdech – Uwielbiam twój zapach. – powiedział cicho z wargami przyciśniętymi do mojej skóry. Zaparło mi dech w piersiach. Czy on naprawdę to powiedział? W mojej głowie panował taki mętlik, że przez chwilę zapomniałem, jak się nazywam. Po kilku chwilach oprzytomniałem na tyle, że udało mi się sklecić w miarę sensowne zdanie. – Louis, chciałbym, żebyś wiedział, że ja… - i w tym momencie przerwał mi dźwięk migawki.
Zamarłem z otwartymi ustami, wpatrując się w połyskujące, niebieskie oczy Tomlinson'a. – Jezu, mój synek właśnie skończył gimnazjum! Jesteś już taki dorosły! – wypaliła moja mama, ocierając łzy. Zrobiła nam jeszcze jedno zdjęcie, po czym przytuliła nas obu tak mocno, że miałem wrażenie, że zaraz popękają mi wszystkie żebra. – Jestem z was taka dumna. – oświadczyła i puściła nas, co przyjąłem z prawdziwą ulgą. – A gdzie Liam? – zapytała rozglądając się na boki. – O, tu jest! Chodź Liam! – zaczęła machać zawzięcie do chłopaka, który z uśmiechem ruszył w naszą stronę. Gdy już do nas dotarł, mama zrobiła jeszcze kilka zdjęć i z zadowoleniem powiedziała – Teraz, zabieram was wszystkich do siebie. Zrobiłam małe przyjęcie-niespodziankę z okazji zakończenia szkoły! Wasi rodzice oczywiście o wszystkim wiedzą. – zwróciła się do Louis’a i Liam’a z uśmiechem na ustach. – Chodźcie, wszyscy już pewnie na nas czekają. – popędzała nas, sama ruszając już w stronę drzwi wyjściowych.
- Taa.. Tak to właśnie było. – mruknąłem, przerywając ciszę, która panowała w pokoju. Potem już jakoś nie było okazji, aby dokończyć to jedno, głupie zdanie. Albo po prostu zabrakło mi na to odwagi? Wpatrywałem się zamyślony w zdjęcie. ‘Cóż, może to i lepiej, że tak się wszystko potoczyło?’ – pomyślałem. Nagle pokręciłem głową i zdecydowanym ruchem wrzuciłem wszystko z powrotem do kartonu. – Po coś to w ogóle ruszał, Styles? – zapytałem sam siebie. Byłem zły. Chwyciłem pudełko i wrzuciłem je do szafy. Rozdrażniony zamknąłem z trzaskiem drzwiczki mebla tak mocno, że aż się zakołysał. Stałem chwilę z zamkniętymi oczami, uspakajając oddech. Potem odetchnąłem głęboko i przeczesałem palcami włosy. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 7.30. Zdziwiłem się, że aż tyle czasu ślęczałem nad tym głupim kartonem. – Nie myśl już o tym. – rozkazałem sobie i pośpiesznie ruszyłem do łazienki.
***
Muszę powiedzieć, że chyba po raz pierwszy od kiedy pamiętam spotykam się z taką internetową obojętnością do mojego bloga. Ale nie złamiecie mnie, nie łudźcie się, że wam się uda! Opowiadanie jest już prawie napisane i nie spocznę, póki go nie zakończę! Boże, powinnam chyba więcej spać.
PS Następna część w niedziele
Fajnie już nie mogę się doczekać jak do akcji wejdzie LouLou i Li oraz czuje że to będzie miał ogromny wpływ na dotychczzasowe życie Hazzy
OdpowiedzUsuń