W głowie lekko mi szumiało, gdy piłem już trzeciego z kolei drinka. Obok mnie siedział Niall, który opowiadał coś z zapałem dwóm dziewczynom, które co chwile wybuchały głośnym chichotem, nieznośnie mnie tym irytując. Butelka piwa w ręku blondyna kołysała się niebezpiecznie, ale ten, zbyt pochłonięty swą opowieścią, zupełnie nie zwracał na nią uwagi. Śledziłem leniwie wzrokiem lot butelki, z niemiłym przeczuciem, że żywa gestykulacja Niall’a, nie będzie miała szczęśliwego zakończenia. Nie musiałem długo czekać, aby moje przypuszczenia okazały się słuszne. Horan machnął energicznie ręką, a złoty płyn przegrał walkę z grawitacją i wylał się z butelki, ochlapując siedzące przed niebieskookim dziewczęta. Te zerwały się z miejsca, krzycząc z oburzenia.
– Jeju, drogie panie, przepraszam..! – zaczął bełkotać Niall, sięgając po leżącą na barze serwetkę, by naprawić wyrządzone przez niego szkody. – Daruj sobie. – odparła zgryźliwie jedna z nich, odpychając blondyna, który zrzucił się im na pomoc, ściskając kurczowo w dłoni serwetkę. Druga nic nie powiedziała, tylko zmiażdżyła Niall’a wzrokiem. Po chwili obie znikały już w tłumie, machając uwodzicielsko biodrami. Odprowadziłem je wzrokiem z nadzieją, że może któraś z nich mi się spodoba, lecz niestety, nic z tego. Od czasu, gdy Gemma umarła, moja skłonność do zakochiwania się w każdej, ładnej dziewczynie, którą tylko spotkam, przepadła. Na myśl o siostrze poczułem, że ogarnia mnie uczucie beznadzieji. Rozżalenie zapiekło mnie w gardle. Spojrzałem zrezygnowany na resztkę alkoholu w mojej szklance, po czym uniosłem ją do ust i opróżniłem całą zawartość jednym łykiem. Niall siedział obok mnie z miną zbitego psa. Patrząc na niego, przemknęło mi przez myśl, że moja prezencja jest w tym momencie o niebo lepsza od jego. Powstrzymując chichot, poklepałem go bratersko po plecach, na co westchnął tylko i zamówił kolejne piwo.
– Co, znów nieudane łowy? – zagaił Zayn, który wrócił z toalety, wycierając mokre ręce w spodnie. Niall nie odpowiedział, tylko z godnością upił łyk ze swojej butelki. – Może spróbuj u tej samej płci, jak przeciwna ciągle daje Ci kosza. - powiedział brunet, uśmiechając się zgryźliwie. – Żebyś wiedział, że tak zrobię. – odparował ze złością Niall i wstał od stołu. Wymieniliśmy z Zayn’em zaskoczone spojrzenia, po czym wzruszyłem tylko ramionami i skupiłem się na wyciągnięciu słomką kawałka cytryny, leżącego na dnie mojej szklanki. Z pozoru te łatwe zadanie, po trzech drinkach, przysparzało mi wiele trudności. Po dwudziestu minutach, kiedy blondyn nadal nie wracał, Zayn w końcu wybuchnął – No gdzie on polazł?! – zdekoncentrował mnie tym, przez co cytryna, którą wreszcie udało mi się nabić na tą zadziwiająco gibką słomkę, spadła z niej z cichym plaskiem. Rzuciłem cytrynie gniewne spojrzenie, po czym zwróciłem się ze złością w głosie do bruneta. – Nie wiem. Jak Ci tak zależy, to chodźmy go poszukać! – warknąłem.
Ku mojemu zaskoczeniu, Zayn potraktował moje słowa na poważnie i nim zdążyłem zaprotestować, już prowadził mnie za ramię w tłum tańczących ludzi. Szukaliśmy chyba z dziesięć minut i już zacząłem jęczeć, żebyśmy wrócili do naszego stołu i strzelili sobie po kolejce, gdy zobaczyliśmy Niall’a, który siedział w kącie z jakimiś dwoma facetami. Zayn wytrzeszczył oczy ze zdumienia, a ja dopiero po kilku chwilach zdałem sobie sprawę, że stoję z otwartą gębą. Natychmiast ją zamknąłem, po czym popchnąłem nadal osłupiałego bruneta w stronę stolika zajmowanego przez Niall’a i tych dwóch kolesi. Blondyn na nasz widok uśmiechnął się promiennie. – Oh, oto i oni. – wykrzyknął wstając i obejmując nas obu ramionami. – Ten z lokami to Harry, Harry Styles. A ten śniady młodzieniec to Zayn Malik. – oznajmił niebieskooki wciąż szczerząc się radośnie, najwyraźniej niezmiernie z siebie zadowolony.
Zayn spojrzał się na Niall’a jakby obawiał się, że postradał zmysły. – Śniady młodzieniec? Czy ty skretyniałeś, Horan? – rzucił w jego kierunku, patrząc się na niego w osłupieniu. Niall tylko się roześmiał i popchnął mnie i Zayn’a na kanapę, sam zajmując miejsce na krześle. Dopiero kiedy usiadłem, byłem wstanie przyjrzeć się dokładnie twarzom nieznajomych, bo wcześniej ukryte były one w cieniu. Miałem dziwne wrażenie, że gdzieś już ich widziałem. Zmarszczyłem czoło i ze skoncentrowaniem, nie zbyt dyskretnie, zacząłem lustrować obu mężczyzn wzrokiem. Jeden z nich miał brązowe tęczówki i kasztanowe włosy, które kręciły się lekko dookoła ładnej twarzy chłopaka, na której gościł szeroki uśmiech. Na szyi dostrzegłem małe znamię. Podrapałem się bezwiednie po głowie, po czym przeniosłem wzrok na drugiego nieznajomego. Na jego twarzy również gościł uśmiech – delikatne, różane wargi wyginały się ku górze uwydatniając jeszcze bardziej i tak już dość widoczne kości policzkowe chłopaka. Jego szafirowe oczy, wpatrywały się we mnie intensywnie spod wachlarza rzęs, a na czoło opadała mu niesforna grzywka.
Niall coś tam gadał, a ja nadal wpatrywałem się w te niebieskie oczy, będąc święcie przekonanym, że gdzieś je już widziałem. Nagle chłopak odezwał się, rozbawiony. – Harry, może ułatwię Ci sprawę, bo obawiam się, że zanim dojdziesz do tego, skąd mnie kojarzysz, mózg eksploduje Ci z wysiłku i wyjdzie uszami. – na dźwięk jego głosu, mgiełka zamroczenia spowodowana nadmierną ilością alkoholu rozwiała się natychmiastowo. Moje serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko, biorąc pod uwagę to, że siedziałem nieruchomo przy stole. Doskonale wiedziałem, kim jest mężczyzna siedzący przede mną. – Jestem... – zaczął, lecz nie dane mu było dokończyć zdania, bo przerwałem mu w pół słowa. – Louis Tomlinson. – dokończyłem za niego ochrypłym głosem.
***
Przedstawiam wam chyba najkrótszy rozdział w historii mojego istnienia. Chciałam skończyć w tym momencie, więc uznałam, że nie będę przedłużać na siłę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz