Ledwo zamknąłem drzwi, a już
poczułem gorący oddech Louis’a no mojej szyi. Odwróciłem się i byłem pewny, że
moja twarz przybrała kolor ciemnej czerwieni, choć przed chwilą nawet nie byłem
zarumieniony. Tomlinson wpatrywał się we mnie intensywnie z lekko uchylonymi,
spierzchniętymi wargami, które po chwili oblizał lubieżnie językiem, wywołując
tym u mnie gęsią skórkę. Po chwili przysunął się do mnie tak blisko, że byłem w
stanie policzyć nieliczne piegi na jego twarzy, o których istnieniu nie miałem bladego
pojęcia. Za plecami czułem twardą ścianę. – Harry… - szepnął gardłowym głosem,
wplatając jedną dłoń w moje kasztanowe loki, a drugą łapiąc mnie w tali. Automatycznie
przysunąłem biodra do jego bioder kręcąc nimi lekko, na co szatyn westchnął
cicho. – Harry… - powtórzył, wędrując nieśmiało ręką pod moją koszulką.
Nagle poczułem, że coś we mnie pęka. Pchnąłem Louis’a na przeciwległą ścianę, obsypując pocałunkami jego odsłoniętą szyję. Wypełniała mnie niesamowita żądza i pożądanie, które wręcz rozsadzały mnie od środka. Nie chciałem myśleć co będzie potem. Wyłączyłem zupełnie tą część mózgu, która odpowiedzialna była za racjonalne analizowanie sytuacji i wyciągania rozsądnych wniosków. W dupie miałem to wszystko. Teraz liczył się dla mnie tylko Louis, który aktualnie jęczał cicho pod wpływem moich pieszczot.
Niespodziewanie wsunąłem kolano pomiędzy nogi Tomlinsona, na co zareagował okrzykiem zaskoczenia. Spodobał mi się ten dźwięk, oj, spodobał. Bardziej przycisnąłem kolano do kroku Louis’a, tak, że teraz mogłem dokładnie wyczuć już całkiem sztywne przyrodzenie niebieskookiego schowane w spodniach. Lou zacisnął mocno dłonie na moich ramionach, przygryzając dolną wargę. Zaschło mi w ustach na ten widok. ‘Boże, jaki on jest nieprzyzwoicie seksowny’ przemknęło mi przez głowę. Po chwili złapałem szatyna obiema dłońmi pod tyłkiem i przeniosłem nas obu na sofę stojącą w salonie. Nie marnując czasu, wsunąłem ręce pod koszulkę Tomlinsona, wędrując nimi po jego umięśnionym torsie. Louis gwałtownym ruchem zdjął z siebie niepotrzebną w tym momencie garderobę.
Z moich ust wydobył się cichy jęk, kiedy pochłaniałem wzrokiem nawet najdrobniejszy szczegół jego cudownego ciała. Schyliłem się do linii jego bokserek, która wystawała trochę spoza spodni szatyna i zacząłem składać mokre pocałunki na jego podbrzuszu. Poczułem, że Lou drga z rozkoszy. Nie przerywając całowania, dotknąłem Louis’a pomiędzy nogami, masując delikatnie przez spodnie jego mocno pobudzonego przyjaciela. – Oh! – wyrwało się niebieskookiemu i wygiął się w łuk, niecierpliwie kręcąc miednicą. Spojrzałem na jego twarz, wodząc językiem po krawędzi bokserek chłopaka. Lou napotkał mój wzrok, rumieniąc się lekko. – Harry, zrób mi dobrze. Teraz. – wyjąkał przez zaciśnięte usta, patrząc na mnie oczami błyszczącymi z podniecenia. Miałem wrażenie, że zaraz moje serce nie wytrzyma tego natłoku wrażeń. Ścisnąłem mocniej przyrodzenie Louis’a, przysuwając się do jego twarzy tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Szatyn miał zamknięte powieki i oddychał szybko, przez rozchylone wargi.
Wtem, coś we mnie kliknęło. – Louis, otwórz oczy, proszę. – powiedziałem cicho, nieśmiałym głosem. Lou spełnił moją prośbę i widać było, że jest lekko zaskoczony moją niespodziewaną zmianą nastroju. Wpatrywałem się w jego zdezorientowane, piękne oczy. – Nie chcę tego tak zrobić. – oznajmiłem mu, chwytając jego twarz w obie dłonie. – Zbyt długo Cię kocham, żeby przelecieć Cię jak pierwszą lepszą panienkę na sofie. Jesteś dla mnie o wiele więcej wart i chcę żebyś to wiedział. – wyszeptałem, czując, że oczy zachodzą mi łzami. Zamrugałem gwałtownie, żeby się ich pozbyć. – Kochasz mnie? – zapytał Louis głuchym głosem, wpatrując się we mnie tępo. – Tak. – odpowiedziałem i odsunąłem się od niego gwałtownie, wstając z sofy.
Zacząłem krążyć nerwowo po pokoju. Moje dłonie drżały, a po policzkach zaczęły spływać łzy, których nawet nie próbowałem już powstrzymać. – Kocham Cię, kocham Cię jak jakiś idiota, od kiedy skończyłem trzynaście lat! – wykrzyczałem w stronę Louis’a, który teraz siedział wyprostowany na kanapie i śledził mnie wzrokiem. Jego brak jakiejkolwiek reakcji doprowadzał mnie do szału. Z bezsilności walnąłem z całej siły pięścią w ścianę. Syknąłem z bólu, przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Po chwili poczułem, że obejmują mnie ciepłe ramiona. Chciałem go odsunąć, wrzasnąć na niego, żeby nie litował się nade mną, żeby nie wzbudzał we mnie już więcej tej beznadziejnej nadziei, jeżeli on nic więcej do mnie nie czuje, ale nie mogłem. Po prostu, nie potrafiłem tego zrobić.
Ogarniała mnie rozpacz, że znów tracę tak ważną osobę w moim życiu. Byłem pewny, że to jest ostatni raz, kiedy widzę Tomlinson’a. Nie chciałem pogodzić się z tą myślą, więc wtuliłem się w Louis’a jak małe dziecko, wciskając zapłakaną twarz pomiędzy zagłębienie między jego szyją a obojczykiem. Lou trzymał mnie w objęciach, kołysząc lekko, a ja ryczałem, i ryczałem ściskając go tak mocno, jakbym się bał, że zaraz mnie odepchnie i wybiegnie z mieszkania, zostawiając mnie samego. Szczerze mówiąc, byłem pewny, że to zrobi, gdy tylko go puszczę, więc nie rozluźniłem uścisku ani na chwilę. – Harry, Harry, uspokój się już proszę. – dobiegł mnie po jakimś czasie zatroskany głos Tomlinson’a. – Harry... – powtórzył, a ja przestałem szlochać, choć z moich oczu nadal płynęły łzy. Zapadła cisza, która była dla mnie o stokroć gorsza, od jakichkolwiek słów. Puściłem Louis’a, po czym odezwałem się.
– Nie ważne, Louis. Możesz już iść. Przepraszam Cię, za to wszystko. – oznajmiłem suchym głosem czując, jak każde z tych wyrazów, rozdziera mi serce na drobne kawałeczki. Przez kilka minut Lou nie ruszał się z miejsca, lecz w pewnym wstał niepewnie, a potem wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Nagle poczułem, że coś we mnie pęka. Pchnąłem Louis’a na przeciwległą ścianę, obsypując pocałunkami jego odsłoniętą szyję. Wypełniała mnie niesamowita żądza i pożądanie, które wręcz rozsadzały mnie od środka. Nie chciałem myśleć co będzie potem. Wyłączyłem zupełnie tą część mózgu, która odpowiedzialna była za racjonalne analizowanie sytuacji i wyciągania rozsądnych wniosków. W dupie miałem to wszystko. Teraz liczył się dla mnie tylko Louis, który aktualnie jęczał cicho pod wpływem moich pieszczot.
Niespodziewanie wsunąłem kolano pomiędzy nogi Tomlinsona, na co zareagował okrzykiem zaskoczenia. Spodobał mi się ten dźwięk, oj, spodobał. Bardziej przycisnąłem kolano do kroku Louis’a, tak, że teraz mogłem dokładnie wyczuć już całkiem sztywne przyrodzenie niebieskookiego schowane w spodniach. Lou zacisnął mocno dłonie na moich ramionach, przygryzając dolną wargę. Zaschło mi w ustach na ten widok. ‘Boże, jaki on jest nieprzyzwoicie seksowny’ przemknęło mi przez głowę. Po chwili złapałem szatyna obiema dłońmi pod tyłkiem i przeniosłem nas obu na sofę stojącą w salonie. Nie marnując czasu, wsunąłem ręce pod koszulkę Tomlinsona, wędrując nimi po jego umięśnionym torsie. Louis gwałtownym ruchem zdjął z siebie niepotrzebną w tym momencie garderobę.
Z moich ust wydobył się cichy jęk, kiedy pochłaniałem wzrokiem nawet najdrobniejszy szczegół jego cudownego ciała. Schyliłem się do linii jego bokserek, która wystawała trochę spoza spodni szatyna i zacząłem składać mokre pocałunki na jego podbrzuszu. Poczułem, że Lou drga z rozkoszy. Nie przerywając całowania, dotknąłem Louis’a pomiędzy nogami, masując delikatnie przez spodnie jego mocno pobudzonego przyjaciela. – Oh! – wyrwało się niebieskookiemu i wygiął się w łuk, niecierpliwie kręcąc miednicą. Spojrzałem na jego twarz, wodząc językiem po krawędzi bokserek chłopaka. Lou napotkał mój wzrok, rumieniąc się lekko. – Harry, zrób mi dobrze. Teraz. – wyjąkał przez zaciśnięte usta, patrząc na mnie oczami błyszczącymi z podniecenia. Miałem wrażenie, że zaraz moje serce nie wytrzyma tego natłoku wrażeń. Ścisnąłem mocniej przyrodzenie Louis’a, przysuwając się do jego twarzy tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Szatyn miał zamknięte powieki i oddychał szybko, przez rozchylone wargi.
Wtem, coś we mnie kliknęło. – Louis, otwórz oczy, proszę. – powiedziałem cicho, nieśmiałym głosem. Lou spełnił moją prośbę i widać było, że jest lekko zaskoczony moją niespodziewaną zmianą nastroju. Wpatrywałem się w jego zdezorientowane, piękne oczy. – Nie chcę tego tak zrobić. – oznajmiłem mu, chwytając jego twarz w obie dłonie. – Zbyt długo Cię kocham, żeby przelecieć Cię jak pierwszą lepszą panienkę na sofie. Jesteś dla mnie o wiele więcej wart i chcę żebyś to wiedział. – wyszeptałem, czując, że oczy zachodzą mi łzami. Zamrugałem gwałtownie, żeby się ich pozbyć. – Kochasz mnie? – zapytał Louis głuchym głosem, wpatrując się we mnie tępo. – Tak. – odpowiedziałem i odsunąłem się od niego gwałtownie, wstając z sofy.
Zacząłem krążyć nerwowo po pokoju. Moje dłonie drżały, a po policzkach zaczęły spływać łzy, których nawet nie próbowałem już powstrzymać. – Kocham Cię, kocham Cię jak jakiś idiota, od kiedy skończyłem trzynaście lat! – wykrzyczałem w stronę Louis’a, który teraz siedział wyprostowany na kanapie i śledził mnie wzrokiem. Jego brak jakiejkolwiek reakcji doprowadzał mnie do szału. Z bezsilności walnąłem z całej siły pięścią w ścianę. Syknąłem z bólu, przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Po chwili poczułem, że obejmują mnie ciepłe ramiona. Chciałem go odsunąć, wrzasnąć na niego, żeby nie litował się nade mną, żeby nie wzbudzał we mnie już więcej tej beznadziejnej nadziei, jeżeli on nic więcej do mnie nie czuje, ale nie mogłem. Po prostu, nie potrafiłem tego zrobić.
Ogarniała mnie rozpacz, że znów tracę tak ważną osobę w moim życiu. Byłem pewny, że to jest ostatni raz, kiedy widzę Tomlinson’a. Nie chciałem pogodzić się z tą myślą, więc wtuliłem się w Louis’a jak małe dziecko, wciskając zapłakaną twarz pomiędzy zagłębienie między jego szyją a obojczykiem. Lou trzymał mnie w objęciach, kołysząc lekko, a ja ryczałem, i ryczałem ściskając go tak mocno, jakbym się bał, że zaraz mnie odepchnie i wybiegnie z mieszkania, zostawiając mnie samego. Szczerze mówiąc, byłem pewny, że to zrobi, gdy tylko go puszczę, więc nie rozluźniłem uścisku ani na chwilę. – Harry, Harry, uspokój się już proszę. – dobiegł mnie po jakimś czasie zatroskany głos Tomlinson’a. – Harry... – powtórzył, a ja przestałem szlochać, choć z moich oczu nadal płynęły łzy. Zapadła cisza, która była dla mnie o stokroć gorsza, od jakichkolwiek słów. Puściłem Louis’a, po czym odezwałem się.
– Nie ważne, Louis. Możesz już iść. Przepraszam Cię, za to wszystko. – oznajmiłem suchym głosem czując, jak każde z tych wyrazów, rozdziera mi serce na drobne kawałeczki. Przez kilka minut Lou nie ruszał się z miejsca, lecz w pewnym wstał niepewnie, a potem wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
***
Jeszcze jeden i jeszcze raz, hej hooooooo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz