Od incydentu z Louis’em minął
tydzień. Przez te siedem dni czułem się tak, jakby ktoś wyłączył we mnie opcje
‘radość, uśmiech, szczęście’. Miałem wrażenie, że gdy spojrzę na swoją klatkę
piersiową, po jej lewej stronie zobaczę ogromną dziurę, przez którą niedawno
brutalnie wydarto ze mnie serce. Nie miałem sił nawet na płacz. Niall i Zyan
dopytywali z ciekawością, co słychać u Liama i Louisa, a ja z udawaną rozpaczą
wciąż powtarzałem, że nie mam zielonego pojęcia, bo nie zostawili mi żadnego
numeru kontaktowego bądź adresu.
Kłamstwo przyszło mi naturalnie. W końcu nikt nie wiedział o małej karteczce, która pamiętnego wieczoru wylądowała w moich spodniach. Zresztą teraz, pewnie leżała gdzieś zapomniana, pod tonami śmieci na podmiejskim wysypisku. Było mi cholernie ciężko, ale postanowiłem, że nie będę tego okazywać. Starałem funkcjonować tak, jakby nic się nie stało. Przychodziło mi to z trudem, ale udawało mi się oszukiwać przyjaciół. Dopiero wieczorami, gdy byłem pewny, że nikt mnie nie widzi, uwalniałem wypełniający mnie smutek.
Przesiadywałem długie godziny z mruczącym Kapciem na kolanach, oddając się smętnym rozmyślaniom. W dodatku na nowo zacząłem odczuwać rozpacz, którą towarzyszyła mi po śmierci Gemmy. Brakowało mi jej teraz bardziej niż kiedykolwiek. Moja siostra była jedyną osobą na świecie, która wiedziała o moim uczuciu do Louis’a. Gemma usłyszała pewnej nocy, jak wyję w poduszkę i przyszła do mnie, przytulając mnie bez słowa. Wtedy poczułem, że jak nikomu o tym nie powiem, to po prostu eksploduje. Opowiedziałem jej o wszystkim, zaczynając od samego początku i nie szczędząc żadnych szczegółów. Spodziewałem się, że Gemma odsunie się ode mnie z niesmakiem i zaraz poleci wypaplać wszystko matce – w końcu okazało się, że kocham chłopaka.
Za tamtych czasów, nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze. Mogę wręcz powiedzieć, że unikaliśmy siebie nawzajem jak ognia i ciągle skakaliśmy sobie do oczu. Nie mogłem więc otrząsnąć się z szoku, kiedy Gemma uśmiechnęła się do mnie i ocierając mi łzy z twarzy, zaczęła dodawać mi otuchy. Od tego wydarzania mocno się ze sobą zżyliśmy, a ja wiedziałem, że na zawsze pozostanie osobą, na którą mogę liczyć w każdej sytuacji. Wiedziałem, że niebyłym w stanie porozmawiać z nikim innym o moim aktualnym problemie, więc dusiłem go w sobie, czując, jak każdego dnia, powoli zżera mnie od środka. Wtem, osiem dni po mojej prywatnej tragedii, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem lekko brwi kiedy zobaczyłem, że dobija się do mnie niejaki Pan Numer Nieznany.
– Halo? – odebrałem. – Harry? – odezwał się zachrypnięty głos w słuchawce. – Yy, tak, a kto mówi? – zapytałem zdezorientowany. – Liam. Boże, na reszcie znalazłem twój numer. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile Styles’ów jest w Londynie! Dobra, do rzeczy. Słuchaj, możemy się spotkać? Teraz, zaraz? - Mówił tak szybko, że miałem lekkie problemy ze zrozumieniem słów. – Liam, ja nie wiem, czy… - zacząłem, ale chłopak przerwał mi w pół słowa. – To bardzo ważne, Harry. Znasz mnie, wiesz, że nie wyciągałbym Cię z domu tak późno, bez konkretnego powodu. – Tak, znałem go i wiedziałem, że mówi prawdę. – Ok. – odparłem zwięźle i umówiliśmy się w pobliskim parku za dwadzieścia minut. Zjawiłem się na miejscu pięć minut przed czasem i wdychając nosem mroźne powietrze, pocierałem o siebie dłonie z nadzieją, że zrobi mi się choć trochę cieplej.
Po chwili zauważyłem, że zza rogu zmierza w moją stronę jakaś ciemna postać. Gdy twarz nieznajomego oświetliło światło ulicznej latarni, od razu poznałem w nim Liam’a. Chciałem się uśmiechnąć, ale chyba zapomniałem już, jak należy to poprawnie robić. Ograniczyłem się więc tylko do powitalnego machnięcia ręką. Liam postanowił darować sobie uprzejmości. – Musisz mi pomóc, Harry. - oświadczył, kiedy tylko znalazł się dostatecznie blisko, abym mógł go usłyszeć. – Z czym? – zapytałem, lekko zbity z tropu. – Z Louis’em. – odparł, wpatrując się we mnie wyczekująco. Zachowałem kamienną twarz. – Nie wiem o czym mówisz. – odparłem sucho. – Jezu, Harry! – żachnął się Liam. – Wiem, że coś się stało, nie ukrywaj tego przede mną! Louis chodzi od ośmiu dni jak struty i za nic nie chce mi powiedzieć, czemu tak się zachowuje! – głos chłopaka drżał z gniewu, jednak ja milczałem, wpatrując się w swoje buty. Po chwili poczułem, jak silna ręka Liam’a łapie mnie za ramię, potrząsając mną lekko.
– Harry, proszę mi, powiedz co się stało. – powiedział, tym razem ze smutkiem. Spojrzałem na jego twarz i po chwili milczenia, zacząłem opowiadać. Liam nie przerywał mi, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Kiedy już zacząłem mówić, łatwiej mi było wyrzucić z siebie wszystko bez żadnych zbędnych pytań. Gdy skończyłem, Liam opadł na ławkę, przeczesując dłonią włosy. – A więc to tak… - wyszeptał cicho, bardziej do siebie, niż do mnie. – Tak, to tyle. – rzuciłem zrezygnowany, patrząc w niebo, które dzisiejszej nocy było wyjątkowo bezchmurne. Nagle zobaczyłem spadającą gwiazdę. Wypowiedziałem w myślach życzenie, a po chwili już jej nie było. Z wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie zniknęła, pomyślałem, że właśnie zmarnowałem życzenie, bo było to nieprawdopodobne, ażeby się ziściło.
Odwróciłem się w stronę Liama, który nerwowo przygryzał policzek, najwyraźniej myśląc o czymś intensywnie. – Li, słuchaj, chyba już powinniśmy się zbierać. Jest zimno i w ogóle… - powiedziałem, chowając głębiej czerwony od mrozu nos w szalik. – Nie. Już chyba rozumiem o co chodzi. – odparł poważnym głosem. – Louis Cię kocha, Harry. Kocha Cię jak cholera, dlatego zachował się jak skończony debil. – po jego słowach zapadła głucha, którą po chwili przerwałem, wybuchając histerycznym śmiechem. – Tak, Li, dobre sobie. Słuchaj, rozumiem, że chcesz mnie pocieszyć, czy coś, ale uwierz, takie teksty wcale mi nie pomagają. – warknąłem w stronę chłopaka, zaciskając schowane w kieszeniach dłonie w pięści. Liam przejechał pośpiesznie ręką po swojej twarzy, po czym wstał i spojrzał mi głęboko w oczy. W jego brązowych tęczówkach mogłem dostrzec swoje własne odbicie.
– Harry, on Cię kocha. Wybiegł wtedy z mieszkania nie chcąc Cię bardziej krzywdzić. Nie chciał powiedzieć Ci całej prawdy w obawie, że go znienawidzisz. – wyszeptał, a ja czułem, że każde jego słowo wżyna mi się brutalnie w mózg. – Co? – rzuciłem tylko, kręcąc głową w niedowierzaniu. – ON CIĘ KOCHA. – powtórzył dobitnie Liam. Nagle poczułem, że kolana odmawiają mi posłuszeństwa. Usiadłem na ławce, chowając twarz w dłoniach. – Skoro mnie kocha, to czemu wyszedł? – wysyczałem przez zęby czując, jak wzbiera we mnie wściekłość. Po chuja Liam mówi mi te wszystkie rzeczy?! Przecież to same kłamstwa, które ranią moje serce bardziej niż cokolwiek innego. Pomyślałem, że o stokroć wolałbym znosić ból, który odczuwa się po złamaniu ręki, nogi, bądź nawet skutki towarzyszące ranie postrzałowej. Co prawda nie wiedziałem, jak bardzo bolą takiego typu urazy, ale byłem pewny, że zniósł bym je z uśmiechem na ustach. Nic nie mogło być gorsze od tego, co czułem teraz.
Przez kilka chwil panowało milczenie, które jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. – Harry, on ma żonę. – wyrzucił z siebie Liam. Oh, przepraszam, czy wspominałem przed chwilą, że nie może być już nic gorszego? Cóż, mogło. Zerwałem się na równe nogi czując, jak w moich żyłach pulsuje dzika nienawiść. Żona?! Przed oczami przesuwały mi się sceny jak z horroru – Louis i żona przed ołtarzem, Louis i żona wpatrzeni w siebie jak w obrazek, Louis i żona zbliżający swe twarze do pocałunku… - Może jeszcze dwójka dzieci, co, Liam?! – warknąłem z pogardliwym uśmiechem, czując jednocześnie, jak po twarzy zaczynają spływać mi pojedyncze łzy. - Tak, naprawdę, masz rację! Louis musi mnie kochać jak ja pierdole! Przecież ślub z inną osobą, oh, pardon, KOBIETĄ, jest tego żywym dowodem! – darłem się tak głośno, że nieliczni ludzie przechadzający się po parku, zaczęli spoglądać w naszą stronę z wyraźną dezaprobatą na twarzach, ale nie dbałem o to. Trząsłem się, ale bynajmniej nie z zimna. Miałem ochotę coś rozwalić, zniszczyć, chciałem sprawić, że coś, ktoś, poczuje choć ułamek tego samego co ja. Nagle poczułem, że Li mnie obejmuje. Chciałem go odepchnąć, ale miałem wrażenie, że jak jeżeli wykonam choć jeden ruch, rzucę się na niego z pięściami.
– Widzisz, Louis wiedział, że tak zareagujesz. Nie chciał Cię ranić, za bardzo Cię kocha, żeby patrzeć, jaki ból sprawia Ci ta informacja. – słowa Liam’a dochodziły do mnie jakby z daleka. – Bardzo to szlachetne z jego strony, nie powiem. – wyrzuciłem z siebie ironicznym głosem, oddychając szybko. Li westchnął cicho. – Ale pozwól, że JA dokończę Ci tą historię. – powiedział tonem, który nie przyjmował sprzeciwu i usadzając mnie z powrotem na twardej ławce, zaczął opowiadać.
Kłamstwo przyszło mi naturalnie. W końcu nikt nie wiedział o małej karteczce, która pamiętnego wieczoru wylądowała w moich spodniach. Zresztą teraz, pewnie leżała gdzieś zapomniana, pod tonami śmieci na podmiejskim wysypisku. Było mi cholernie ciężko, ale postanowiłem, że nie będę tego okazywać. Starałem funkcjonować tak, jakby nic się nie stało. Przychodziło mi to z trudem, ale udawało mi się oszukiwać przyjaciół. Dopiero wieczorami, gdy byłem pewny, że nikt mnie nie widzi, uwalniałem wypełniający mnie smutek.
Przesiadywałem długie godziny z mruczącym Kapciem na kolanach, oddając się smętnym rozmyślaniom. W dodatku na nowo zacząłem odczuwać rozpacz, którą towarzyszyła mi po śmierci Gemmy. Brakowało mi jej teraz bardziej niż kiedykolwiek. Moja siostra była jedyną osobą na świecie, która wiedziała o moim uczuciu do Louis’a. Gemma usłyszała pewnej nocy, jak wyję w poduszkę i przyszła do mnie, przytulając mnie bez słowa. Wtedy poczułem, że jak nikomu o tym nie powiem, to po prostu eksploduje. Opowiedziałem jej o wszystkim, zaczynając od samego początku i nie szczędząc żadnych szczegółów. Spodziewałem się, że Gemma odsunie się ode mnie z niesmakiem i zaraz poleci wypaplać wszystko matce – w końcu okazało się, że kocham chłopaka.
Za tamtych czasów, nie dogadywaliśmy się zbyt dobrze. Mogę wręcz powiedzieć, że unikaliśmy siebie nawzajem jak ognia i ciągle skakaliśmy sobie do oczu. Nie mogłem więc otrząsnąć się z szoku, kiedy Gemma uśmiechnęła się do mnie i ocierając mi łzy z twarzy, zaczęła dodawać mi otuchy. Od tego wydarzania mocno się ze sobą zżyliśmy, a ja wiedziałem, że na zawsze pozostanie osobą, na którą mogę liczyć w każdej sytuacji. Wiedziałem, że niebyłym w stanie porozmawiać z nikim innym o moim aktualnym problemie, więc dusiłem go w sobie, czując, jak każdego dnia, powoli zżera mnie od środka. Wtem, osiem dni po mojej prywatnej tragedii, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem lekko brwi kiedy zobaczyłem, że dobija się do mnie niejaki Pan Numer Nieznany.
– Halo? – odebrałem. – Harry? – odezwał się zachrypnięty głos w słuchawce. – Yy, tak, a kto mówi? – zapytałem zdezorientowany. – Liam. Boże, na reszcie znalazłem twój numer. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile Styles’ów jest w Londynie! Dobra, do rzeczy. Słuchaj, możemy się spotkać? Teraz, zaraz? - Mówił tak szybko, że miałem lekkie problemy ze zrozumieniem słów. – Liam, ja nie wiem, czy… - zacząłem, ale chłopak przerwał mi w pół słowa. – To bardzo ważne, Harry. Znasz mnie, wiesz, że nie wyciągałbym Cię z domu tak późno, bez konkretnego powodu. – Tak, znałem go i wiedziałem, że mówi prawdę. – Ok. – odparłem zwięźle i umówiliśmy się w pobliskim parku za dwadzieścia minut. Zjawiłem się na miejscu pięć minut przed czasem i wdychając nosem mroźne powietrze, pocierałem o siebie dłonie z nadzieją, że zrobi mi się choć trochę cieplej.
Po chwili zauważyłem, że zza rogu zmierza w moją stronę jakaś ciemna postać. Gdy twarz nieznajomego oświetliło światło ulicznej latarni, od razu poznałem w nim Liam’a. Chciałem się uśmiechnąć, ale chyba zapomniałem już, jak należy to poprawnie robić. Ograniczyłem się więc tylko do powitalnego machnięcia ręką. Liam postanowił darować sobie uprzejmości. – Musisz mi pomóc, Harry. - oświadczył, kiedy tylko znalazł się dostatecznie blisko, abym mógł go usłyszeć. – Z czym? – zapytałem, lekko zbity z tropu. – Z Louis’em. – odparł, wpatrując się we mnie wyczekująco. Zachowałem kamienną twarz. – Nie wiem o czym mówisz. – odparłem sucho. – Jezu, Harry! – żachnął się Liam. – Wiem, że coś się stało, nie ukrywaj tego przede mną! Louis chodzi od ośmiu dni jak struty i za nic nie chce mi powiedzieć, czemu tak się zachowuje! – głos chłopaka drżał z gniewu, jednak ja milczałem, wpatrując się w swoje buty. Po chwili poczułem, jak silna ręka Liam’a łapie mnie za ramię, potrząsając mną lekko.
– Harry, proszę mi, powiedz co się stało. – powiedział, tym razem ze smutkiem. Spojrzałem na jego twarz i po chwili milczenia, zacząłem opowiadać. Liam nie przerywał mi, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Kiedy już zacząłem mówić, łatwiej mi było wyrzucić z siebie wszystko bez żadnych zbędnych pytań. Gdy skończyłem, Liam opadł na ławkę, przeczesując dłonią włosy. – A więc to tak… - wyszeptał cicho, bardziej do siebie, niż do mnie. – Tak, to tyle. – rzuciłem zrezygnowany, patrząc w niebo, które dzisiejszej nocy było wyjątkowo bezchmurne. Nagle zobaczyłem spadającą gwiazdę. Wypowiedziałem w myślach życzenie, a po chwili już jej nie było. Z wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie zniknęła, pomyślałem, że właśnie zmarnowałem życzenie, bo było to nieprawdopodobne, ażeby się ziściło.
Odwróciłem się w stronę Liama, który nerwowo przygryzał policzek, najwyraźniej myśląc o czymś intensywnie. – Li, słuchaj, chyba już powinniśmy się zbierać. Jest zimno i w ogóle… - powiedziałem, chowając głębiej czerwony od mrozu nos w szalik. – Nie. Już chyba rozumiem o co chodzi. – odparł poważnym głosem. – Louis Cię kocha, Harry. Kocha Cię jak cholera, dlatego zachował się jak skończony debil. – po jego słowach zapadła głucha, którą po chwili przerwałem, wybuchając histerycznym śmiechem. – Tak, Li, dobre sobie. Słuchaj, rozumiem, że chcesz mnie pocieszyć, czy coś, ale uwierz, takie teksty wcale mi nie pomagają. – warknąłem w stronę chłopaka, zaciskając schowane w kieszeniach dłonie w pięści. Liam przejechał pośpiesznie ręką po swojej twarzy, po czym wstał i spojrzał mi głęboko w oczy. W jego brązowych tęczówkach mogłem dostrzec swoje własne odbicie.
– Harry, on Cię kocha. Wybiegł wtedy z mieszkania nie chcąc Cię bardziej krzywdzić. Nie chciał powiedzieć Ci całej prawdy w obawie, że go znienawidzisz. – wyszeptał, a ja czułem, że każde jego słowo wżyna mi się brutalnie w mózg. – Co? – rzuciłem tylko, kręcąc głową w niedowierzaniu. – ON CIĘ KOCHA. – powtórzył dobitnie Liam. Nagle poczułem, że kolana odmawiają mi posłuszeństwa. Usiadłem na ławce, chowając twarz w dłoniach. – Skoro mnie kocha, to czemu wyszedł? – wysyczałem przez zęby czując, jak wzbiera we mnie wściekłość. Po chuja Liam mówi mi te wszystkie rzeczy?! Przecież to same kłamstwa, które ranią moje serce bardziej niż cokolwiek innego. Pomyślałem, że o stokroć wolałbym znosić ból, który odczuwa się po złamaniu ręki, nogi, bądź nawet skutki towarzyszące ranie postrzałowej. Co prawda nie wiedziałem, jak bardzo bolą takiego typu urazy, ale byłem pewny, że zniósł bym je z uśmiechem na ustach. Nic nie mogło być gorsze od tego, co czułem teraz.
Przez kilka chwil panowało milczenie, które jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. – Harry, on ma żonę. – wyrzucił z siebie Liam. Oh, przepraszam, czy wspominałem przed chwilą, że nie może być już nic gorszego? Cóż, mogło. Zerwałem się na równe nogi czując, jak w moich żyłach pulsuje dzika nienawiść. Żona?! Przed oczami przesuwały mi się sceny jak z horroru – Louis i żona przed ołtarzem, Louis i żona wpatrzeni w siebie jak w obrazek, Louis i żona zbliżający swe twarze do pocałunku… - Może jeszcze dwójka dzieci, co, Liam?! – warknąłem z pogardliwym uśmiechem, czując jednocześnie, jak po twarzy zaczynają spływać mi pojedyncze łzy. - Tak, naprawdę, masz rację! Louis musi mnie kochać jak ja pierdole! Przecież ślub z inną osobą, oh, pardon, KOBIETĄ, jest tego żywym dowodem! – darłem się tak głośno, że nieliczni ludzie przechadzający się po parku, zaczęli spoglądać w naszą stronę z wyraźną dezaprobatą na twarzach, ale nie dbałem o to. Trząsłem się, ale bynajmniej nie z zimna. Miałem ochotę coś rozwalić, zniszczyć, chciałem sprawić, że coś, ktoś, poczuje choć ułamek tego samego co ja. Nagle poczułem, że Li mnie obejmuje. Chciałem go odepchnąć, ale miałem wrażenie, że jak jeżeli wykonam choć jeden ruch, rzucę się na niego z pięściami.
– Widzisz, Louis wiedział, że tak zareagujesz. Nie chciał Cię ranić, za bardzo Cię kocha, żeby patrzeć, jaki ból sprawia Ci ta informacja. – słowa Liam’a dochodziły do mnie jakby z daleka. – Bardzo to szlachetne z jego strony, nie powiem. – wyrzuciłem z siebie ironicznym głosem, oddychając szybko. Li westchnął cicho. – Ale pozwól, że JA dokończę Ci tą historię. – powiedział tonem, który nie przyjmował sprzeciwu i usadzając mnie z powrotem na twardej ławce, zaczął opowiadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz