Wpatrywałem się tępo w twarz
Louisa, czując jak krew w moich żyłach płynie co najmniej pięć razy szybciej.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, a na policzki powoli wpełzał palący rumieniec.
– Nie przywitasz się ze starymi druhami? – odezwał się mężczyzna o brązowych
oczach. Zwróciłem ku niemu wzrok. – Liam! – wykrzyknąłem zduszonym głosem,
rozpoznając także i jego. Louis roześmiał się dźwięcznie, na co mój organizm
zareagował krótkim skurczem żołądka. Liam posłał mi szeroki uśmiech. – Tak, to
ja. Nie mogę uwierzyć, że aż tak długo zajęło Ci skojarzenie faktów. –
powiedział, wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją. – Zaraz, zaraz… To wy się
znacie? – wyparował Niall, obserwując nas ze zmarszczonymi brwiami. – Nawet nie
wiesz jak dobrze. – odpowiedział mu Louis, po czym rzucił mi znaczące
spojrzenie. Spłonąłem rumieńcem jak trzynastolatka.
‘Boże, nie wierzę… Czemu reaguję na niego w TAKI sposób?! Zachowuję się gorzej niż w gimnazjum’, przemknęło mi przez głowę. – Tak więc, ee, co sprowadza was do Londynu? – zapytałem głupio, chcąc sprowadzić rozmowę na inne tory. Liam założył ręce na karku i oparł się wygodnie o oparcie krzesła, sprawiając wrażenie, jakby przygotowywał się do dłuższej opowieści. – No wiesz, w sumie to samo, co Ciebie. – zaczął. – Pokończyliśmy studia, i będąc jeszcze młodymi, pełnymi optymizmu ludźmi zaczęliśmy szukać pracy. Byliśmy pewni, że od razu dostaniemy jakąś super robotę. W końcu nie po to zdobywaliśmy wyższe wykształcenie, żeby myć gary, prawda? No, ale szybko przekonaliśmy się, że tak pięknie nie będzie i ja wylądowałem jako sprzedawca w wypożyczalni video, a Louis został kelnerem w Harley’s House. – uniosłem brwi ku górze i zaskoczony, spojrzałem na Tomlinson’a.
Na pierwszy rzut oka widać było, że szatyn jest trochę zmieszany. Harley’s House był dość nietypowym barem znanym w całej okolicy. Prawdę mówiąc, był to po prostu lokal ze striptizem i raczej nie uchodziłby za taki niezwykły, gdyby nie to, że można tam było podziwiać występy zarówno pań, jak i panów. Ah, no i nie zapomnijmy wspomnieć o tym, że kelnerzy oraz kelnerki pracowali tam w strojach, które raczej więcej odsłaniały, niż zakrywały. Zayn’owi i Niall’owi nazwa baru nic konkretnego nie mówiła, więc nie zrobiło to na nich większego wrażenia, ale mi trudno się było pozbyć z wyobraźni obrazu Louis’a ubranego w skąpe wdzianko. Skarciłem się w myślach, a Liam kontynuował swój monolog.
– Tak więc widzisz, że bajka, to nie była. Dlatego, pewnego dnia, a dokładniej wczoraj wieczór, uznaliśmy, że idziemy na żywioł i wynosimy się stamtąd. Spakowaliśmy się i wsiedliśmy w pierwszy samolot do Londynu. Mieszkamy teraz u mojego wujka, który zgodził się wynajmować nam swoje mieszkanie pod swoją nieobecność. Wyjechał na cztery miesiące do Australii, więc jak na razie nie mamy się czym martwić. – zakończył Liam, sięgając po swoją szklankę stojącą na stole. Upił z niej dużego łyka, po czym zwrócił się do mnie. – A Ci, jak się żyje, Styles? – zapytał. – Cóż, chyba dobrze.. – odparłem i zacząłem opowiadać im o moim życiu w Londynie.
Niall i Zayn, raz na jakiś czas, zaczęli wtrącać swoje trzy grosze do mojej opowieści, co miało taki skutek, że po pół godzinie wszyscy gawędziliśmy już jak stare baby u fryzjera. Ucieszył mnie fakt, że moi przyjaciele, tak dobrze się ze sobą dogadują. Uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując Zayn’a i Liam’a, którzy właśnie dyskutowali zawzięcie na temat wad i zalet prostownic do włosów marki Philips, oraz na Niall’a, który miał usta zapchane frytkami, zamówionymi kilka minut. Można by przypuszczać, że blondyn zamilknie w takich okolicznościach, ale nic bardziej mylnego. Wygłaszał swoje zdanie niezrozumiałymi dla nikogo, oprócz niego samego, chrząknięciami, celując oskarżycielko frytką w Zayn’a.
Po chwili poczułem, że mnie również ktoś obserwuje. Odwróciłem głowę w prawo i napotkałem szafirowe spojrzenie Louis’a. Uśmiechnąłem się, a on odpowiedział mi tym samym. Wpatrywałem się w jego piękną twarz, kontemplując każdy jej szczegół. Miałem ochotę zbliżyć się do niego i dotknąć delikatnie jego małego nosa, rumianych policzków, malinowych warg. Chciałem wpleść palce w jego włosy i poczuć jego ciepły oddech na moich ustach, jego zapach, który pozostałby na mojej koszulce, gdybym trzymał go całą noc w swoich ramionach. Zdziwiłem się, że Louis tak bardzo na mnie działał. Szczerze mówiąc, zawsze wiedziałem, że będzie dla mnie wyjątkowy. Jakby nie patrzeć, był moją pierwszą miłością i zarazem najlepszym przyjacielem, więc nie mogło być inaczej, lecz nie przypuszczałem, że tylko na sam jego widok, na dźwięk jego głosu, obudzą się we mnie aż tak intensywne uczucia.
Milczeliśmy, patrząc się na siebie, jakbyśmy prowadzili niemą konwersacje, nadrabiając lata rozłąki. Nagle poczułem ciepłą dłoń na mojej ręce. Zdziwiłem się, ale starałem się, aby Lou tego nie zauważył. Rozszerzyłem palce, co Louis natychmiast wykorzystał i śmiało wsunął swoją rękę, splatając nasze dłonie w delikatnym uścisku. Po chwili zaczął zataczać kciukiem małe kółeczka po wewnętrznej stronie mojej dłoni. Zachęcony tym gestem, zbliżyłem się do niego, uśmiechając się szeroko. Zatrzymałem się kilka centymetrów od jego twarzy. Byliśmy tak blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. Lou parzył na mnie spod rzęs, lekko podgryzając dolną wargę. Moje serce biło tak głośno, że dziwiłem się, że nikt tego nie słyszy. Louis nagle pochylił się w moją stronę i wziął głęboki wdech. Z jego ust dobiegł mnie cichy jęk rozkoszy, który spowodował, że przeszedł mnie krótki dreszcz.
– Uwielbiam twój zapach. – wyszeptał mi tuż przy uchu, muskając je delikatnie wargami. Oddaliłem się trochę od niego, aby móc patrzyć się w jego przepiękne, szafirowe tęczówki. Uniosłem wolną dłoń, i chwyciłem go delikatnie za podbródek, nieśmiało przesuwając kciukiem po jego lekko zarumienionym policzku. – Tęskniłem. – powiedziałem cicho. Louis słysząc moje słowa, uśmiechnął się lekko. Wtem, dobiegł mnie jakiś bliżej nieokreślony, głośny dźwięk. Odskoczyliśmy od siebie z Louis’em jak oparzeni, przypominając sobie nagle, że nie jesteśmy tu sami.
Dźwięk znów się powtórzył, i tym razem mogłem zobaczyć, skąd ów hałas się wydobywa. To Niall próbował zagwizdać na palcach, ale, delikatnie mówiąc, nie wychodziło mu. To co wydobywało się z jego gardła, w najmniejszym stopniu nie przypominało gwizdania. Blondyn podjął trzecią próbę, która niestety również zakończyła się niepowodzeniem. – Pieprzyć to. – wymamrotał rozdrażniony Horan bardziej do siebie, niż do nas. Wpatrywał się przez chwilę w swoje palce z pogardą, ale po chwili jakby przypomniał sobie, co chciał zrobić. – Nie przeszkadzamy wam przypadkiem, panienki? – powiedział, patrząc się na mnie i Louis’a, rozciągając wargi w ironicznym uśmiechu. – Hm, czyżbym miał Ci przypomnieć, kto godzinę temu odszedł od naszego stolika z zamiarem rozkochania w sobie i, oh, mój Boże, kto to wie, może i nawet przelecenia pierwszego napotkanego przez siebie młodzieńca? – odparowałem blondynowi, unosząc zaczepnie jedną brew ku górze.
Na twarzy Niall’a momentalnie pojawiło się zakłopotanie. Na widok jego miny, reszta chłopaków roześmiała się głośno. – Hm, Niall, popraw mnie, jeżeli się mylę, ale czy to przypadkiem nie ja miałem zostać tym szczęśliwym młodzieńcem? – wydusił z siebie rozbawiony Liam. Horan momentalnie przybrał kolor dojrzałego pomidora, machając gwałtownie rękami, jakby na znak protestu. Li widząc reakcje niebieskookiego, objął go ramieniem, zbliżając swoją twarz, do blondyna. – Powiem Ci, mały, że niezły jesteś i może nawet coś z tego będzie. – powiedział obniżonym głosem, ruszając znacząco brwiami. Zayn, Louis i ja zamarliśmy zaskoczeni, a Niall wyglądał, jakby chciał natychmiast wybiec z pubu i złapać pierwszy samolot lecący na Grenlandię
Po chwili Liam wybuchnął śmiechem, jeszcze bardziej zbijając nas tym z pantałyku. Złapał się obiema rękami za brzuch, a po jego policzkach popłynęły łzy. Otarł je pośpiesznie wierzchem dłoni, po czym zwrócił się do nas skrajnie rozbawiony. – Mój Boże, wyglądacie jakby wam ktoś kije w dupy powsadzał. – Niall pierwszy oprzytomniał i walnął Liam’a pięścią w ramię. – Jesteś skończonym kretynem, wiesz?! – wysyczał wściekle. Li nic sobie nie zrobił z obelgi niebieskookiego i nadal zanosił się śmiechem. – Ej, a znacie ten kawał o pedałach? – odezwał się nagle Zayn. Wszyscy odwróciliśmy głowy w jego stronę i nawet Liam przestał się zaśmiewać. – Ruchają się dwa pedały i nagle jeden mówi ‘Robiłem sobie dziś test na HIV’. ‘Co?!’ pyta z przerażeniem w głosie drugi z nich. ‘Żartowałem, po prostu lubię jak Ci się dupa spina!’ opowiada pierwszy. – Przez dwie sekundy panowała zupełna cisza, po czym Niall zaczął walić pięścią w stół, wyjąc ze śmiechu. – Haha, Boże, Zayn, chyba musimy częściej Cię upijać! – powiedział Horan, zupełnie rozładowując tym atmosferę.
Siedzieliśmy w barze jeszcze dwie godziny opowiadając sobie nawzajem chyba wszystkie żarty, które udało nam się zapamiętać podczas naszego całego życia. Około drugiej, Louis wstał, pociągając za łokieć Liam’a. – No, chyba czas już się zbierać. – oznajmił z uśmiechem. – Do zobaczenia wam. – dodał, po czym zniknął z Liam’em za drzwiami pubu, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. – Fajni Ci twoi koledzy, muszę Ci powiedzieć. – zwrócił się do mnie Zayn, patrząc na drzwi, które zamknęły się przed chwilą za Louisem oraz Li. – Papa, nowi przyjaciele! – zawołał po chwili machając pożegnalnie dłonią tak, jakby wciąż jeszcze mogli go zobaczyć. Zaśmiałem się głośno, lecz wtem doszło do mnie, że nie wziąłem od nich żadnego numeru telefonu, ani nie znałem ich adresu. ‘Jak mam ich znaleźć?!’ pomyślałem zrozpaczony, rozglądając się nerwowo na boki, sam nie wiem na co licząc. Nagle, zauważyłem, że przy szklance Louis’a leży mała karteczka. Podniosłem ją natychmiast i na moich ustach pojawił się uśmiech pełen ulgi, gdy odczytałem jej treść. Na papierku zapisany był numer Lou, oraz małe PS ‘Zastanawiałem się, czy może nie zechciałbyś pokazać mi swojego mieszkania. Głupi pretekst, ale zawsze jakiś, prawda? Zadzwoń.’ Wsunąłem karteczkę do tylnej kieszeni spodni, czując jak przepełnia mnie miłość do całego świata.
‘Boże, nie wierzę… Czemu reaguję na niego w TAKI sposób?! Zachowuję się gorzej niż w gimnazjum’, przemknęło mi przez głowę. – Tak więc, ee, co sprowadza was do Londynu? – zapytałem głupio, chcąc sprowadzić rozmowę na inne tory. Liam założył ręce na karku i oparł się wygodnie o oparcie krzesła, sprawiając wrażenie, jakby przygotowywał się do dłuższej opowieści. – No wiesz, w sumie to samo, co Ciebie. – zaczął. – Pokończyliśmy studia, i będąc jeszcze młodymi, pełnymi optymizmu ludźmi zaczęliśmy szukać pracy. Byliśmy pewni, że od razu dostaniemy jakąś super robotę. W końcu nie po to zdobywaliśmy wyższe wykształcenie, żeby myć gary, prawda? No, ale szybko przekonaliśmy się, że tak pięknie nie będzie i ja wylądowałem jako sprzedawca w wypożyczalni video, a Louis został kelnerem w Harley’s House. – uniosłem brwi ku górze i zaskoczony, spojrzałem na Tomlinson’a.
Na pierwszy rzut oka widać było, że szatyn jest trochę zmieszany. Harley’s House był dość nietypowym barem znanym w całej okolicy. Prawdę mówiąc, był to po prostu lokal ze striptizem i raczej nie uchodziłby za taki niezwykły, gdyby nie to, że można tam było podziwiać występy zarówno pań, jak i panów. Ah, no i nie zapomnijmy wspomnieć o tym, że kelnerzy oraz kelnerki pracowali tam w strojach, które raczej więcej odsłaniały, niż zakrywały. Zayn’owi i Niall’owi nazwa baru nic konkretnego nie mówiła, więc nie zrobiło to na nich większego wrażenia, ale mi trudno się było pozbyć z wyobraźni obrazu Louis’a ubranego w skąpe wdzianko. Skarciłem się w myślach, a Liam kontynuował swój monolog.
– Tak więc widzisz, że bajka, to nie była. Dlatego, pewnego dnia, a dokładniej wczoraj wieczór, uznaliśmy, że idziemy na żywioł i wynosimy się stamtąd. Spakowaliśmy się i wsiedliśmy w pierwszy samolot do Londynu. Mieszkamy teraz u mojego wujka, który zgodził się wynajmować nam swoje mieszkanie pod swoją nieobecność. Wyjechał na cztery miesiące do Australii, więc jak na razie nie mamy się czym martwić. – zakończył Liam, sięgając po swoją szklankę stojącą na stole. Upił z niej dużego łyka, po czym zwrócił się do mnie. – A Ci, jak się żyje, Styles? – zapytał. – Cóż, chyba dobrze.. – odparłem i zacząłem opowiadać im o moim życiu w Londynie.
Niall i Zayn, raz na jakiś czas, zaczęli wtrącać swoje trzy grosze do mojej opowieści, co miało taki skutek, że po pół godzinie wszyscy gawędziliśmy już jak stare baby u fryzjera. Ucieszył mnie fakt, że moi przyjaciele, tak dobrze się ze sobą dogadują. Uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując Zayn’a i Liam’a, którzy właśnie dyskutowali zawzięcie na temat wad i zalet prostownic do włosów marki Philips, oraz na Niall’a, który miał usta zapchane frytkami, zamówionymi kilka minut. Można by przypuszczać, że blondyn zamilknie w takich okolicznościach, ale nic bardziej mylnego. Wygłaszał swoje zdanie niezrozumiałymi dla nikogo, oprócz niego samego, chrząknięciami, celując oskarżycielko frytką w Zayn’a.
Po chwili poczułem, że mnie również ktoś obserwuje. Odwróciłem głowę w prawo i napotkałem szafirowe spojrzenie Louis’a. Uśmiechnąłem się, a on odpowiedział mi tym samym. Wpatrywałem się w jego piękną twarz, kontemplując każdy jej szczegół. Miałem ochotę zbliżyć się do niego i dotknąć delikatnie jego małego nosa, rumianych policzków, malinowych warg. Chciałem wpleść palce w jego włosy i poczuć jego ciepły oddech na moich ustach, jego zapach, który pozostałby na mojej koszulce, gdybym trzymał go całą noc w swoich ramionach. Zdziwiłem się, że Louis tak bardzo na mnie działał. Szczerze mówiąc, zawsze wiedziałem, że będzie dla mnie wyjątkowy. Jakby nie patrzeć, był moją pierwszą miłością i zarazem najlepszym przyjacielem, więc nie mogło być inaczej, lecz nie przypuszczałem, że tylko na sam jego widok, na dźwięk jego głosu, obudzą się we mnie aż tak intensywne uczucia.
Milczeliśmy, patrząc się na siebie, jakbyśmy prowadzili niemą konwersacje, nadrabiając lata rozłąki. Nagle poczułem ciepłą dłoń na mojej ręce. Zdziwiłem się, ale starałem się, aby Lou tego nie zauważył. Rozszerzyłem palce, co Louis natychmiast wykorzystał i śmiało wsunął swoją rękę, splatając nasze dłonie w delikatnym uścisku. Po chwili zaczął zataczać kciukiem małe kółeczka po wewnętrznej stronie mojej dłoni. Zachęcony tym gestem, zbliżyłem się do niego, uśmiechając się szeroko. Zatrzymałem się kilka centymetrów od jego twarzy. Byliśmy tak blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. Lou parzył na mnie spod rzęs, lekko podgryzając dolną wargę. Moje serce biło tak głośno, że dziwiłem się, że nikt tego nie słyszy. Louis nagle pochylił się w moją stronę i wziął głęboki wdech. Z jego ust dobiegł mnie cichy jęk rozkoszy, który spowodował, że przeszedł mnie krótki dreszcz.
– Uwielbiam twój zapach. – wyszeptał mi tuż przy uchu, muskając je delikatnie wargami. Oddaliłem się trochę od niego, aby móc patrzyć się w jego przepiękne, szafirowe tęczówki. Uniosłem wolną dłoń, i chwyciłem go delikatnie za podbródek, nieśmiało przesuwając kciukiem po jego lekko zarumienionym policzku. – Tęskniłem. – powiedziałem cicho. Louis słysząc moje słowa, uśmiechnął się lekko. Wtem, dobiegł mnie jakiś bliżej nieokreślony, głośny dźwięk. Odskoczyliśmy od siebie z Louis’em jak oparzeni, przypominając sobie nagle, że nie jesteśmy tu sami.
Dźwięk znów się powtórzył, i tym razem mogłem zobaczyć, skąd ów hałas się wydobywa. To Niall próbował zagwizdać na palcach, ale, delikatnie mówiąc, nie wychodziło mu. To co wydobywało się z jego gardła, w najmniejszym stopniu nie przypominało gwizdania. Blondyn podjął trzecią próbę, która niestety również zakończyła się niepowodzeniem. – Pieprzyć to. – wymamrotał rozdrażniony Horan bardziej do siebie, niż do nas. Wpatrywał się przez chwilę w swoje palce z pogardą, ale po chwili jakby przypomniał sobie, co chciał zrobić. – Nie przeszkadzamy wam przypadkiem, panienki? – powiedział, patrząc się na mnie i Louis’a, rozciągając wargi w ironicznym uśmiechu. – Hm, czyżbym miał Ci przypomnieć, kto godzinę temu odszedł od naszego stolika z zamiarem rozkochania w sobie i, oh, mój Boże, kto to wie, może i nawet przelecenia pierwszego napotkanego przez siebie młodzieńca? – odparowałem blondynowi, unosząc zaczepnie jedną brew ku górze.
Na twarzy Niall’a momentalnie pojawiło się zakłopotanie. Na widok jego miny, reszta chłopaków roześmiała się głośno. – Hm, Niall, popraw mnie, jeżeli się mylę, ale czy to przypadkiem nie ja miałem zostać tym szczęśliwym młodzieńcem? – wydusił z siebie rozbawiony Liam. Horan momentalnie przybrał kolor dojrzałego pomidora, machając gwałtownie rękami, jakby na znak protestu. Li widząc reakcje niebieskookiego, objął go ramieniem, zbliżając swoją twarz, do blondyna. – Powiem Ci, mały, że niezły jesteś i może nawet coś z tego będzie. – powiedział obniżonym głosem, ruszając znacząco brwiami. Zayn, Louis i ja zamarliśmy zaskoczeni, a Niall wyglądał, jakby chciał natychmiast wybiec z pubu i złapać pierwszy samolot lecący na Grenlandię
Po chwili Liam wybuchnął śmiechem, jeszcze bardziej zbijając nas tym z pantałyku. Złapał się obiema rękami za brzuch, a po jego policzkach popłynęły łzy. Otarł je pośpiesznie wierzchem dłoni, po czym zwrócił się do nas skrajnie rozbawiony. – Mój Boże, wyglądacie jakby wam ktoś kije w dupy powsadzał. – Niall pierwszy oprzytomniał i walnął Liam’a pięścią w ramię. – Jesteś skończonym kretynem, wiesz?! – wysyczał wściekle. Li nic sobie nie zrobił z obelgi niebieskookiego i nadal zanosił się śmiechem. – Ej, a znacie ten kawał o pedałach? – odezwał się nagle Zayn. Wszyscy odwróciliśmy głowy w jego stronę i nawet Liam przestał się zaśmiewać. – Ruchają się dwa pedały i nagle jeden mówi ‘Robiłem sobie dziś test na HIV’. ‘Co?!’ pyta z przerażeniem w głosie drugi z nich. ‘Żartowałem, po prostu lubię jak Ci się dupa spina!’ opowiada pierwszy. – Przez dwie sekundy panowała zupełna cisza, po czym Niall zaczął walić pięścią w stół, wyjąc ze śmiechu. – Haha, Boże, Zayn, chyba musimy częściej Cię upijać! – powiedział Horan, zupełnie rozładowując tym atmosferę.
Siedzieliśmy w barze jeszcze dwie godziny opowiadając sobie nawzajem chyba wszystkie żarty, które udało nam się zapamiętać podczas naszego całego życia. Około drugiej, Louis wstał, pociągając za łokieć Liam’a. – No, chyba czas już się zbierać. – oznajmił z uśmiechem. – Do zobaczenia wam. – dodał, po czym zniknął z Liam’em za drzwiami pubu, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. – Fajni Ci twoi koledzy, muszę Ci powiedzieć. – zwrócił się do mnie Zayn, patrząc na drzwi, które zamknęły się przed chwilą za Louisem oraz Li. – Papa, nowi przyjaciele! – zawołał po chwili machając pożegnalnie dłonią tak, jakby wciąż jeszcze mogli go zobaczyć. Zaśmiałem się głośno, lecz wtem doszło do mnie, że nie wziąłem od nich żadnego numeru telefonu, ani nie znałem ich adresu. ‘Jak mam ich znaleźć?!’ pomyślałem zrozpaczony, rozglądając się nerwowo na boki, sam nie wiem na co licząc. Nagle, zauważyłem, że przy szklance Louis’a leży mała karteczka. Podniosłem ją natychmiast i na moich ustach pojawił się uśmiech pełen ulgi, gdy odczytałem jej treść. Na papierku zapisany był numer Lou, oraz małe PS ‘Zastanawiałem się, czy może nie zechciałbyś pokazać mi swojego mieszkania. Głupi pretekst, ale zawsze jakiś, prawda? Zadzwoń.’ Wsunąłem karteczkę do tylnej kieszeni spodni, czując jak przepełnia mnie miłość do całego świata.
***
Mniommniommniom zapomniałam wczoraj dodać. Next part ------> nieeeeeeeeeeeedziela, ahoj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz